Ordynator, oddziałowa, dyżurujący lekarze i pielęgniarki zostali zwolnieni ze szpitala w Starachowicach, po incydencie jaki miał miejsce 2 listopada. Personel szpitala nie udzielił żadnej pomocy kobiecie w 8. miesiącu ciąży, której dziecko po badaniu USG uznano za martwe. Kobieta urodziła na podłodze swoje dziecko, bez żadnej pomocy szpitala.
– Chciałbym przeprosić pacjentkę, jej męża, że oprócz własnej tragedii, personel szpitala nie był w stanie udzielić pomocy medycznej – powiedział dyrektor szpitala w Starachowicach. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej zaznaczył też, że zdecydował o rozwiązaniu umowy o pracę z ordynatorem, siostrą oddziałową i lekarzami dyżurnymi.
"Nie znalazłem żadnej możliwości wytłumaczenia, dlaczego tak się stało"
– Nie znalazłem żadnej możliwości wytłumaczenia, dlaczego tak się stało i dlaczego przy kobiecie nie było lekarza i nie było położnej - powiedział dyrektor. Jak mówi, na oddziale było dwóch lekarzy dyżurnych i pięć położnych.
– Nie stwierdziłem faktu, że byli tak bardzo zajęci, że nie potrafili zająć się tą kobietą - dodał.
Skandaliczny poród
2 listopada do szpitala położniczego w Starachowicach przyszła Pani Iza, która była w 8. miesiącu ciąży. Zgłosiła się dzień wcześniej, zaniepokojona tym, że przestała czuć ruchy dziecka. Lekarze po zrobieniu badania USG uznali, że jej dziecko nie żyje, po czym podjęli decyzję o farmakologicznym wywołaniu porodu. Podczas tego traumatycznego doświadczenia kobieta i jej mąż zostali zostawieni ... sami. Położna przyszła tylko na początku, po czym wyszła i już się nie pojawiła. - Po powrocie z łazienki nie miałam się gdzie położyć. Kucnęłam przy łóżku, czułam, że się zaczął poród i urodziłam na podłodze - opowiadała kobieta.
Miejmy nadzieję, że osoby odpowiedzialne za tak barbarzyńskie potraktowanie kobiety i jej dziecka, zostaną dodatkowo ukarane.