Wiceminister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, Grzegorz Witkowski, który był dzisiaj gościem redaktor Doroty Kani w programie "Koniec systemu", opowiedział jak wyglądała jedna z największych afer rządu PO-PSL, czyli nadużycia w polskiej żegludze morskiej.
– Musimy cofnąć się do afery stoczniowej do 2009 r. kiedy rząd Donalda Tuska podjął decyzję sprzeczną z polskim interesem narodowym o zamknięciu stoczni w Szczecinie i w Gdyni powołując się na nieuprawnioną pomoc publiczną. Dzisiaj po dwóch latach naszych rządów i po przeprowadzeniu kontroli audytów, zainteresowaniu prokuratury tą sprawą możemy z całą mocą powiedzieć, że było jak na Titanicu – okręt nabierał wody, zadłużał się w bankach zachodnich przy biernej postawie Skarbu Państwa – podkreślił w rozmowie Witkowski.
– Brak nadzoru właścicielskiego, pozostawienie firmy samej sobie poskutkowało taką a nie inną sytuacją. Międzynarodowe firmy żeglugowe, handel żeglugowy wymagają rejestrowania spółek w innych krajach – powiedział wiceminister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
Gość programu przedstawił również sytuację po objęciu rządów przez Prawo i Sprawiedliwość: – Mamy nadzieję, że prokuratura jak najszybciej wyjaśni tą sprawę, ponieważ mamy utrudniony dostęp do dokumentów. Stworzyliśmy departament kontroli audytu w ministerstwie, który zaczął kontrolować, wysyłać wnioski. Kiedy zorientowaliśmy się, że to wszystko jest zdawkowe i odbywa się taka gra na czas, to już nie było na co czekać, bo sytuacja był dramatyczna. Banki zaczęły wysyłać do nas wnioski o zajęcie statków, a były do odebrania kolejne. Podjęliśmy decyzję o wprowadzeniu zarządu komisarycznego.
"Ktoś pozwolił kraść"
– Często te firmy były pozakładane w państwach, które nie są objęte europejskim systemem prawnym, dlatego tak długo to trwa. Dlatego prokuratura ma naprawdę trudne zadanie, ale wierzę, że sobie poradzi. Z tego co wiem, z najnowszych informacji to sprawę przejęła Prokuratura Krajowa w Warszawie, ponieważ jest to tak rozwojowa sprawa – zaznaczył wiceminister.
Gość programu nie wskazał konkretnej osoby odpowiedzialnej za aferę: – Ktoś pozwolił kraść, ktoś pozwolił na tą sytuację. Mam nadzieję, że na pytanie: "kto?" odpowie prokuratura. Z tego co wiem to wtedy ministrem infrastruktury były minister Nowak, ale premierem był Donald Tusk, więc to jego trzeba zapytać jak to się stało, że z floty ponad 90 statków w ciągu kilku lat tych statków ubyło 40. To były przerażające liczby.
– Szybko podjęliśmy decyzję jako Skarb Państwa by dwaj nasi armatorzy – Polska Żegluga Morska i Polska Żegluga Bałtycka – podjęły proces inwestycyjny, aby mocniej wejść na ten rynek bałtycki. Jeśli rynek rośnie, jeśli jest tort do podziału to wiadomo, że każdy chce do tego stołu zasiąść. Wszyscy po kolei zaczęli przejmować towary, przejmować klientów no i sam PŻM zamówił bardzo dużo statków w stoczniach dalekowschodnich – w Chinach i Japonii i w pewnym momencie był problem z odbieraniem tych statków, bo nie było pieniędzy na kontach – podkreślił Witkowski.
"Przez osiem lat za żeglugę śródlądową odpowiadały cztery osoby"
– Zostało to zlikwidowane, ponieważ ministerstwo gospodarki wodnej rzucało duży snop światła na całe wybrzeże, na porty, na stocznie. Jak zgaszono światło, to nikt nie widział, nie miał kto się upomnieć (...) Przez osiem lat za żeglugę śródlądową odpowiadały wtedy cztery osoby. Tą żeglugę chcemy przywrócić, co będzie niezwykle trudnym zadaniem - powiedział wiceminister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.
– Odtworzymy nadwiślańską drogę wodną, jeśli będzie rynek, a będzie, bo go odtworzymy, bo on kiedyś był. Mamy przemysł ciężki na górnym Śląsku, Odra jest naturalnym zapleczem zespołu portu Szczecin-Świnoujście, które potrzebują alternatywnej drogi dotarcia z towarami do portów w dobie zakorkowanych dróg i kolei – zaznaczył gość programu.