W „Saloniku politycznym” Rafała Ziemkiewicza na antenie Telewizji Republika gościli publicyści: Łukasz Warzecha i Mariusz Gierej. W pierwszej części programu rozmowa dotyczyła jednej z propozycji, która pojawiła się w tzw. ustawie covidowej.
Chodzi o art. 10 d Ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych, który zwalnia urzędników od odpowiedzialności za naruszenie przepisów lub obowiązków służbowych w celu przeciwdziałania epidemii.
– Trzeba rozwiać mit, który zaczął krążyć z pojawieniem się tego przepisu. Niektórzy twierdzą, że jest to doprecyzowanie artykułu kodeksu karnego, który mówi o tzw. stanie wyższej konieczności. Otóż nie jest to doprecyzowanie tego artykułu, ponieważ w tym artykule mowa jest o stanie bezpośredniego zagrożenia - kiedy trzeba działać, po pierwsze – szybko, a po drugie – gdy zagrożenie jest ewidentne i wyraźne – ocenił redaktor Łukasz Warzecha.
– W przypadku decyzji urzędników nic takiego nie ma miejsca, ponieważ nie działają oni w ciągu sekund czy minut. Ich praca nie polega na tym, że muszą wybić szybę w samochodzie i wyciągnąć duszące się w upale dziecko. Na podjęcie decyzji mają w najgorszym przypadku dni, ale często tygodnie i miesiące. Niebezpieczeństwo nie jest nieuchronne. Fakt zakażenia się przez kogoś koronawirusem nie musi prowadzić do żadnych skutków zdrowotnych, czasem może prowadzić do lekkich, czasem do ciężkich, ale trudno tutaj w ogóle mówić o stanie wyższej konieczności. To zupełnie zła analogia – wskazał.
– Druga kwestia to jest pójście w dokładnie przeciwną stronę niż należałoby sobie życzyć. Kwestia odpowiedzialności urzędników, choć jest regulowana ustawą – przy czym wielokrotnie było mówione, że ta ustawa jest w dużej mierze i w praktyce martwa i że właśnie tutaj leży problem z aparatem państwowym, który bardzo często działa wbrew obywatelom, w sposób nieprzyjazny, podejmując decyzje nierzadko sprzeczne z interesem obywateli, ale zgodne z interesem danego urzędnika, często łamiąc prawo – dodał publicysta.
– Ta decyzja jest zła, ponieważ w zasadzie zdejmuje odpowiedzialność z urzędników jeśli chodzi i o wydawanie publicznych pieniędzy, i o to, co się nakazuje obywatelom, w tym np. przedsiębiorcom. Jeżeli urzędnik wie, że wystarczy się powołać na kwestię koronawirusa i epidemii, żeby nie zostać ukaranym, to jaka jest jego motywacja, żeby wydawać pieniądze w sposób rzetelny i roztropny. Jaka jest jego motywacja, żeby nie podjąć decyzji, która uderzy w jakąś grupę przedsiębiorców? Może będzie złamaniem prawa, ale zawsze będzie można powiedzieć: „ale jest koronawirus” - podkreślił.
– To bardzo, ale to bardzo niebezpieczna regulacja, zwłaszcza, że końca stanu zagrożenia epidemicznego nie widać. Jestem ciekaw, jakie będą jej dalsze losy, a także – bo taka informacja się nie pojawiła – kto tak naprawdę jest autorem tej regulacji i kto wrzucił ją do ustawy covidowej – zaznaczył.
- Ten zapis został wrzucony przez posła podczas komisji. Te legislacje antyepidemiczne, wokół których zrobiło się ostatnio głośno nie pomagają w przekonaniu ludzi, że koronawirus jest groźny – ocenił prowadzący program redaktor Rafał Ziemkiewicz.
– Nie pomagają w przekonaniu, że faktycznie jest to groźne. Posługiwanie się przez społeczeństwo argumentami, że zmarło tylko tyle osób, a nie więcej, jest takie trochę dziwne, bo na co ci ludzie oczekują? Że na ulicach ludzie będą umierali? - zastanawiał się z kolei Mariusz Gierej.
– Wracając do tej kwestii ustaw i tarcz antykryzysowych, zaryzykuję stwierdzenie, że one tak zdemolowały polskie państwo prawa, że konstytucja, to, co było wcześniej krzyczane przez opozycję, to jest mały miki w porównaniu z tym, co zrobiły tarcze. Powrót do normalnego funkcjonowania będzie albo graniczył z cudem, albo stanie się wręcz niemożliwy – dodał.
– Jarosław Kaczyński często mówi, że za czasów Platformy Obywatelskiej był lobbing robiony jakiś straszny. A ja śmiem twierdzić, że te tarcze antykryzysowe stały się polem do wrzutek lobbingowych wszelkiego typu. Pojawiały się tam zapisy, które nie miały zupełnie nic wspólnego z covidem – przypomniał publicysta.
– Tak naprawdę praprzyczyną wprowadzenia tych przepisów było to, że nasze prawo zamówień publicznych jest tak opresyjnie skonstruowane w stosunku do urzędników, że podejmowanie przez nich decyzji jest obarczone potencjalnie wizytami w prokuraturze przez kolejnych dwadzieścia lat. Nikt nie potrafił pochylić się i zmienić tego prawa na takie, które funkcjonuje na przykład w Niemczech, gdzie nikt nie musi robić tego typu różnych wolt, kombinacji, żeby to funkcjonowało – wskazał.
– Zamiast pracować nad rzetelnością, zmianą przepisów istniejącego prawa, tworzy się takie potworki, które służą tylko poszczególnym osobom i firmom. To jest rzecz, która mnie zupełnie poraża – ocenił Gierej.
– Nie zgodzę się z Łukaszem, że to urzędnicy tak naprawdę ścigają tych przedsiębiorców. Nie, urzędnicy wykonują to, co politycy zaplanują im do wykonania. Nie. Dobry urzędnik nie ma własnych inwencji twórczych, chyba że jest powiązany politycznie. Zwykły urzędnik wykonuje wyłącznie to, co jest przewidziane w prawie – podkreślił.