– Wiedział, że nóż trzeba przekręcić i wyciągnąć, żeby uszkodzić narządy – mówi diler narkotykowy, który znał Stefana W. Głos zabrali też sąsiad, a także były współwięzień zabójcy Pawła Adamowicza.
Stefan W. pochodzi z wielodzietnej rodziny. Ukończył jedynie szkołę podstawową, nigdy nie podjął pracy. Stracił ojca, za wychowanie odpowiadała tylko matka. – To porządni ludzie, tylko on był czarną owcą – mówił jego sąsiad. Diler narkotykowy, który go znał, twierdzi, że zabójca Pawła Adamowicza potrafił uderzyć swoją matkę, zrobić jej krzywdę, jeśli nie chciała dać mu pieniędzy.
– Odkąd pamiętam, brał narkotyki. Dostarczałem mu kokainę, amfetaminę oraz sterydy. W zasadzie całe życie żył z rozbojów, napadów, kradzieży, oszustw – mówi diler.
Wstrząsające są dalsze zeznania. Okazuje się, że Stefan W. już wcześniej używał noża, by zrobić komuś krzywdę. Miał robić to na zlecenie.
- Tylko do tej pory jeszcze nikogo nie zabił. Wiedział, że nóż z piłką dwustronną po wbiciu trzeba przekręcić i wyciągnąć, żeby uszkodzić narządy. Wiedział, jak zabijać. Kiedyś powiedział, że chciałby poczuć, jak to jest kogoś zabić. Jeżeli coś trzeba było załatwić siłą, to się zawsze wysyłało Stefana. Dlatego, że było wiadomo, że pójdzie i zrobi to z przyjemnością. Wiedział, jak bić, żeby zrobić krzywdę, żeby bardziej bolało. Jednej z pobitych osób na końcu wyłamał jeszcze trzy palce. Gdy padło pytanie: "po co?", odpowiedział, że dla zabawy - podkreślił diler.
– Wyglądał jak fanatyk, ewentualnie był całkowicie naćpany. Wielkie oczy, trzęsące się ręce, jakieś takie nienaturalne ruchy. Ta rozmowa długo nie trwała, nie wiem, czy to były dwie, trzy minuty. Powiedział: "ja wszystkich wykończę, którzy mnie do tego więzienia wpakowali, bo ja nic nie zrobiłem" - wspomina diler.
Diler podtrzymuje, że Stefan W. był przygotowany do przeprowadzenia ataku, znał się na broni i z premedytacją wybrał scenę finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
- Prędzej czy później to musiało nastąpić. Jeśli nie z Pawłem Adamowiczem, to z jakąkolwiek inną znaną osobą, dlatego, że on zawsze chciał być w błysku fleszy, dosłownie. Chciał być znany. Nawet jak pracował dla chłopaków, odzyskiwał długi, spuszczał komuś łomot, to zawsze przedstawiał się jako taka osoba, która chce być jeszcze wyżej w tej hierarchii. Myślę, że jakby on został płatnym zabójcą, to byłby najszczęśliwszą osobą na świecie, dosłownie - ocenił diler.
– Dwa lata oglądałem go praktycznie rzecz biorąc trzy razy dziennie. To jest chory facet. Codziennie coś innego. On nie był jeden, ich jest dwóch. Potrafił w nocy się budzić i próbować stamtąd wyjść, pytał gdzie on jest. Nie wiem, skąd się wziął prezydent Adamowicz, bo nigdy o nim nie mówił. Ale on zawsze był przeciwko tym, co mieli władzę. Zawsze był przeciwko administracji, zawsze przeciwko tym, którzy stanowili jakiś podmiot decydujący. On nie poddawał się czyjejś jurysdykcji, on nie dawał sobie wypowiedzieć żadnej decyzji, nie potrafił się dostosować do tego, gdzie był i dlatego świat go przeraził – mówi mężczyzna.