Na początku marca Ministerstwo Edukacji Narodowej, kierowane obecnie przez ministrę Nowacką, ma zająć się analizą wyników prekonsultacji nowych podstaw programowych. Najwięcej emocji wzbudziły one w sferze nauk humanistycznych, przede wszystkim języka polskiego i historii. To co zaproponowali "eksperci" powołani przez MEN oznacza faktycznie wycięcie z programów nauczania niewygodnych dla obecnej władzy wydarzeń i postaci. Jest jednak jeszcze coś gorszego...
Jak już pisaliśmy, na lekcjach historii uczniowie nie mają dowiedzieć się o Bitwie pod Grunwaldem, Zawiszy Czarnym, ojcu Kordeckim (słynnym, jeszcze, obrońcy Częstochowy przed Szwedami), Ince, budowie Gdyni, obronie Poczty Polskiej w Gdańsku, Westerplatte, obronie wieży spadochronowej w Katowicach, bitwie nad Bzurą, obronie Warszawy, obronie Grodna... Wyrugowanie tych zdarzeń i postaci, nie jest jednostkowym, przypadkowym działaniem - można uznać je za celową próbę wyeliminowania z narodowej pamięci tych wszystkich faktów, które tworzą pozytywny obraz Polski i które pokazują zbrodniczość naszych sąsiadów - Niemiec i Rosji. Młodzi Polacy mają się jedynie wstydzić za swój kraj i jego historię?!
To jednak nie wszystko, eliminacji niewygodnych, z punktu widzenia koalicji 13 grudnia, wydarzeń ma towarzyszyć korekta innych - tych, które nominalnie w programie szkolnym mających jeszcze pozostać. Dotyczy to "Rzezi wołyńskiej", która teraz ma być przedstawiana pod enigmatycznym określeniem "konfliktu polsko-ukraińskiego".
Aleksander Pawlicki, współautor korekty podstawy programowej z historii i kierownik całego zespołu "eksperckiego" tak usiłował "wytłumaczyć" wykreślenie "Rzezi wołyńskiej" z podstawy programowej: "Rozumiem racje związane z pamięcią o Wołyniu, z naszą polityką historyczną i kapitałem moralnym państwa polskiego. Ale moja perspektywa to perspektywa kogoś, kto jest z dziećmi w klasie i musi zadać sobie pytanie: co zyskam, kiedy każde ukraińskie dziecko w Polsce zapamięta, że jego pradziadkowie są być może współwinni rzezi na Wołyniu? To jest pytanie pedagogiczne, bo w jednej klasie może być i Tomek i Dmytro. I to nie jest łatwe, jeśli na dzień dobry nauczyciel ma podyktować temat: “ludobójcza rzeź na Wołyniu”. To nie jest dobry pomysł na zbudowanie wspólnoty w klasie" - powiedział Pawlicki Wirtualnej Polsce.
Przy takich "ekspertach" możemy wkrótce doczekać się wyrugowania z nauki historii zbrodni niemieckich dokonanych w czasie II wojny światowej. Czy wtedy Pawlicki lub inny "historyk" wyznający podobne poglądy powie: "moja perspektywa to perspektywa kogoś, kto jest z dziećmi w klasie i musi zadać sobie pytanie: co zyskam, kiedy niemieckie dziecko w Polsce zapamięta, że jego pradziadkowie są być może współwinni paleniu ludzi w piecach krematoryjnych w Auschwitz? To jest pytanie pedagogiczne, bo w jednej klasie może być i Tomek i Helmut. I to nie jest łatwe, jeśli na dzień dobry nauczyciel ma podyktować temat: “zbrodnie niemieckie w Polsce”. To nie jest dobry pomysł na zbudowanie wspólnoty w klasie".
Resortowi Nowackiej można pogratulować ekspertów.
Aleksander Pawlicki, współautor korekty podstawy programowej z historii o wykreśleniu rzezi wołyńskiej: "Rozumiem racje związane z pamięcią o Wołyniu, z naszą polityką historyczną i kapitałem moralnym państwa polskiego. Ale moja perspektywa to perspektywa kogoś, kto jest z…
— Marcin Palade (@MarcinPalade) February 19, 2024