Lot do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. miał najwyższą rangę i wymagał odpowiednich środków bezpieczeństwa – ujawniono podczas wczorajszej rozprawy w procesie Tomasza Arabskiego. Do tej pory najwyżsi urzędnicy państwowi rządu PO-PSL próbowali ukryć ten fakt, by uniknąć odpowiedzialności za zaniedbania podczas organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego - czytamy w piątkowym numerze "Gazety Polskiej Codziennie".
Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchał wczoraj kolejnych świadków w procesie Tomasza Arabskiego i innych urzędników Donalda Tuska oskarżonych o zaniedbania w organizacji wizyt premiera i prezydenta w Katyniu w 2010 r. Zeznająca jako świadek Małgorzata Łatkiewicz-Pawlak, zastępca dyrektora Protokołu Dyplomatycznego w MSZ-ecie, zaprzeczyła wieloletniemu przekazowi ze strony ekipy odpowiadającej za organizację lotów prezydenta i premiera do Smoleńska w 2010 r.
Świadek zeznała, że plany obchodów 70. rocznicy mordu NKWD na polskich oficerach przewidywały wspólną wizytę premiera i prezydenta. – Wizyty te rozdzielono. Dowiedziałam się o tym 2 marca 2010 r. podczas spotkania organizacyjnego przed wizytą w Katyniu. Wówczas minister Andrzej Przewoźnik, przewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, poinformował uczestników spotkania o decyzji rozdzielenia wizyt premiera i prezydenta na 7 i 10 kwietnia – mówiła przed sądem Łatkiewicz-Pawlak.
Kolejny przesłuchiwany przez sąd Kamil Cuch, podoficer z 36. specpułku, odpowiedzialny za przekazywanie dokumentów lotu między załogą a naziemną obsługą lotnisk, zeznał, że lot 10 kwietnia miał status militarny. Przeloty między Smoleńskiem a Warszawą były objęte instrukcją HEAD, przysługującą przemieszczaniu się najważniejszych osób w państwie, a co za tym idzie – przygotowania podlegały specjalnym procedurom. Z zeznań Cucha wynika, że w dokumentacji wskazano Witebsk i Mińsk jako lotniska zapasowe.\
CAŁOŚĆ CZYTAJ W DZISIEJSZYM NUMERZE "GAZETY POLSKIEJ CODZIENNIE"