Mam dla Państwa doskonałą wiadomość – pokolenie młodych ludzi, które wkracza w dojrzałe życie, nie będzie pokoleniem straconym. Ma świetną okazję sprawdzić się w warunkach, które wymagają hartu ducha.
Krytykowano polskie powstania jako przejaw nieliczącego się z faktami romantyzmu. Prawda o możliwościach militarnych powstań XIX-wiecznych jest tak naprawdę bardzo złożona. Nie byłoby projektu Księstwa Warszawskiego, które miało przerodzić się w odnowioną Rzeczpospolitą, gdyby nie powstanie kościuszkowskie (dla porządku przypominam, że powstanie Kościuszki to jeszcze końcówka XVIII wieku) i gdyby nie insurekcyjne Legiony Polskie walczące u boku Napoleona Bonaparte. Z tych powstań wynieśliśmy trwające osiem lat (to już chyba tradycja to osiem lat) Księstwo, projekt odrodzenia Rzeczpospolitej, a po upadku Napoleona okupanci powołali wprawdzie podporządkowane Rosji, ale drogie nam Królestwo Polskie. Przez 100 lat byliśmy państwem o nazwie Polska, choć zniewolonym. Największe szanse militarne miało powstanie listopadowe. Pogrzebało je kunktatorstwo dowódców. Nie można jednoznacznie ocenić szans powstania styczniowego. Na pewno nauczyło ono Polaków organizacji nowoczesnego państwa w warunkach skrajnych. Być może trudniej byłoby powołać Legiony Piłsudskiego, armię gen. Hallera czy Polską Organizację Wojskową, gdyby nie tradycje samoorganizacji wyniesione z czasów powstania styczniowego.
Udanym zrywem było powstanie warszawskie z… 10 listopada 1918 roku. Nawet historycy nie zdają sobie sprawy, że było to faktycznie kilkudniowe powstanie. Polskie podziemie rozbroiło Niemców (chyba teraz Niemcy odwrócili historię) niemal bezkrwawo. Sprzyjało im wiele czynników, jednak bez zrywu oddziałów POW los Warszawy nie byłby ostatecznie przesądzony. Zresztą powstańcy warszawscy z 1944 roku liczyli na podobną reakcję uciekających Niemców. Przeliczyli się, bo wielki jednoczyciel Europy, Adolf Hitler, ranny po zamachu Stauffenberga i nasycony narkotykami, jak przystało na człowieka wyższej kultury, podjął absurdalną decyzję zaangażowania znacznych środków militarnych w zniszczenie tego zrywu zbrojnego. Gdyby miał resztki rozumu, to raczej sam powinien organizować zrzuty broni dla czekających na Sowietów powstańców.
Po drodze mieliśmy udane powstanie wielkopolskie i częściowo udane śląskie. Ponieważ były udane, to o nich w katalogu powstań, które miały być wyłącznie nieszczęściem, się nie wspomina.
Za komuny też mieliśmy swoje powstania, krwawe, czyli poznańskie, i pokojowe – Solidarności. Protestów było więcej, ale te dwa miały cechy insurekcji.
Powstania polskie nie były absurdalne. Tak jak wszystkie zrywy po wolność, miały swoje zmienne losy. To, co nam po nich zostało, to hart ducha i marzenia o wolności.
Obecne pokolenie po raz pierwszy musiało dać coś z siebie po 10 kwietnia 2010 roku, kiedy to Putin zamordował nam prezydenta i wielu wybitnych przedstawicieli narodu i państwa. Rząd Tuska robił, co mógł, żeby tego nie zauważyć. Fatalnie zachowywali się dziennikarze, z czego później nie wyciągnięto żadnych wniosków. Jednak miliony ludzi wyszły na ulice i zmieniły Polskę. Ruch posmoleński przez pięć lat wykreował innych wyborców i nowe elity, co później zresztą zmarnowano.
Dzisiaj tortury, cenzura i wszelkie represje wobec opozycji, niezależnych mediów, duchowieństwa oraz uczciwych sędziów i prokuratorów wywołają opór i protesty. Młodzi ludzie znowu będą mieli bardzo wyraźny wybór. A to największa porażka obecnej władzy, która chciała sobie darmową pizzą kupić młodzież.
Już jutro nowy numer tygodnika #GazetaPolska. Zobacz 👇🏻 co przygotowaliśmy.
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) July 9, 2024
Więcej na https://t.co/OnIeddgtlv oraz w wygodnej prenumeracie dostępnej na 👉🏻 https://t.co/4iBN2D7Nvv pic.twitter.com/8ZsUxwM7Pk