Sośnierz o debacie w PE: Pozapraszali oszołomów. Mówili, jakby byli nawiedzeni, machali kartkami z napisem ''konstytucja''
Katarzyna Gójska w programie Telewizji Republika ,,W punkt\'\' rozmawiała z europosłem Wolności Dobromirem Sośnierzem, który opowiedział o debacie w Parlamencie Europejskim dotyczącej stanu polskiej demokracji, w której wziął udział – Od razu debata. Jaka tam debata?! To było spotkanie w gronie wzajemnej adoracji. To, że przyszedł ktoś, kto myśli co innego niż oni, nie spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem - powiedział w programie.
– Pan brał udział w takiej debacie, która odbyła się w Parlamencie Europejskim, która toczyła się na temat stanu polskiej demokracji. Która to już debata o stanie polskiej demokracji? - zapytała Katarzyna Gójska.
– Od razu debata. Jaka tam debata?! To było spotkanie w gronie wzajemnej adoracji. To, że przyszedł ktoś, kto myśli co innego niż oni, nie spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem - powiedział Dobromir Sośnierz.
– Nie tam widziałem woli debaty - podkreślił.
– Być może konwencja jest taka, że debatuje się tylko we własnym gronie - wtrąciła prowadząca.
– Jeśli taka konwencja jest uznawana za debatę to można uznać, że jest to debata. Mi się zawsze kojarzyło, że do debaty potrzebne są dwie strony - powiedział ironicznie polityk.
– Nic nowego się nie dowiedzieliśmy, czego nie można było wiedzieć, że powiedzą przed wejściem na sali. Stan umysłu tych ludzi pozostawiał wiele do życzenia, wyglądało to trochę na sektę - podsumował europoseł.
– To była debata w Parlamencie Europejskim, czyli w miejscu, które chce uchodzić za miejsce poważne, a pozapraszali oszołomów, mówili jakby byli nawiedzeni, machali kartkami z napisem konstytucja - stwierdził Sośnierz.
– Nie wiem skąd oni nabrali tych ludzi. Może jakiś poseł PO zabrał wycieczkę, albo byli to pracownicy kancelarii posłów - dodał.
– To byli głównie Polacy, a to miało mieć charakter międzynarodowy. Specjalnie przygotowano tłumaczy i tam wszystko było po angielsku, ale tam byli sami Polacy. Jak przemawiała Agnieszka Holland to tam może z 10 osób miało słuchawki na uszach, ale to też może z ciekawości, żeby zobaczyć, jak to jest tam tłumaczone - stwierdził europoseł.