Sędzia Mirosław Topyła zasłynął wydarzeniami na stacji benzynowej, gdy wsadził do kieszeni cudzy banknot. Został jednak uniewinniony przez Sąd Najwyższy, bo ten uznał, że kolega po fachu nie jest złodziejem, a jedynie człowiekiem "roztargnionym". Na tym kuriozalna historia się nie zakończyła… "Codzienna" ustaliła, że Topyła dostał przelew z sądu, w którym pracuje – z wyrównaniem pensji obniżonej w czasie zawieszenia. Kilkadziesiąt tysięcy złotych!
Wstępem do historii, która zszokowała Polaków, stały się wydarzenia z marca zeszłego roku na stacji paliw koło Sochaczewa. Na słynnym nagraniu z monitoringu widać kilka osób stojących przed kasą – kobieta położyła na ladzie 50 zł, na chwilę się odwróciła, a banknot schował do kieszeni obcy mężczyzna. Okazał się nim Mirosław Topyła, sędzia, karnista, w tamtym czasie wiceprezes Sądu Rejonowego w Żyrardowie.
Wybuchł skandal. Początkowo korporacja sędziowska podjęła stanowcze decyzje – prawnik został zawieszony, a w pierwszej instancji dyscyplinarnego postępowania nawet wyrzucony z zawodu.
Cyrk zaczął się, gdy akta powędrowały do Sądu Najwyższego (obrońca Topyły płakał), a wyrok z lutego wręcz zszokował środowisko prawnicze. Topyła nie tylko został uniewinniony od zarzutów przywłaszczenia cudzych pieniędzy. Szczególnie kuriozalne okazało się uzasadnienie tego wyroku. „Obwiniony jest osobą […] charakteryzującą się dużym stopniem roztargnienia” – stwierdzono.
Od tamtych wydarzeń minęło już sporo czasu. Co obecnie porabia Topyła, który przez pewien czas przebywał na zwolnieniu lekarskim? Wrócił do pracy. Na stronie internetowej Sądu Rejonowego w Żyrardowie jego nazwisko można znaleźć w wykazie sędziów wydziału karnego. Prezes Iwona Grabowska, bezpośrednia przełożona Topyły, bo zarazem szefowa tego wydziału, nie chciała komentować wyroku Sądu Najwyższego.
– Był uniewinniający i Mirosław Topyła wrócił do pracy – stwierdziła krótko wczoraj w rozmowie z reporterem „Codziennej”. Od razu jednak zastrzegła, że nie wydaje on wyroków w sprawach karnych, nie skazuje np. złodziei.
– Pracuje w wydziale wykonawczym – dodaje. Czyli zajmuje się realizacją wyroków. Także wobec złodziei.
Jest jednak jeszcze jeden wątek równie mocno bulwersujący. Po wybuchu afery i w czasie zawieszenia w wykonywaniu obowiązków służbowych Topyła pobierał wynagrodzenia obniżone o jedną czwartą.
Po lutowym wyroku SN prezes Sądu Okręgowego w Płocku bardzo szybko wydał zarządzenie, w którym nakazał „dokonać wyrównania” potrąconych poborów do „pełnej wysokości”. Czyli po prostu oddać Topyle pieniądze. Ile? Kiedy? Ze szczegółowymi pytaniami prezes Grabowska odesłała do dyrektor sądu Grażyny Szymańskiej, ta z kolei stwierdziła, że od udzielania informacji o sędziach jest prezes Grabowska. Rzekomo nawet sporządzono odpowiedź na piśmie, ale mejl wczoraj… nie dotarł.
Pomimo to udało nam się ustalić niektóre fakty. Topyła był zawieszony od kwietnia 2017 r. do lutego tego roku. Jak ustaliliśmy, przelew z wyrównaniem opiewał na ok. 20 tys. zł. Spora sumka. Na tym nie koniec. Topyła był kierownikiem sekcji wykonawczej w wydziale karnym żyrardowskiego sądu. Dowiedzieliśmy, że przestał pełnić tę funkcję dopiero w lutym 2018 r. To nie pomyłka w dacie.
Czytaj więcej w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie".
Już jutro piątkowe wydanie "Codziennej" z programem telewizyjnym.https://t.co/1HYRtWiDJA #GPC ✅ pic.twitter.com/v55zMiz21l
— GP Codziennie (@GPCodziennie) 16 sierpnia 2018