- W ubiegłym roku organizator Woodstocku zapraszał na festiwal uchodźców znajdujących się na granicy Niemiec. Warto dodać, że do naszych sąsiadów przyjechało milion osób i że zamachy terrorystyczne w Niemczech jednak miały miejsce. A miasto, gdzie odbywa się festiwal, leży przy granicy. Przez teren festiwalu przewijają się setki tysięcy ludzi. Nie ma tam tradycyjnych bramek i kontroli, do których jesteśmy przyzwyczajeni, idąc np. na mecz – mówi „Gazecie Polskiej” minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak.
W ubiegłym tygodniu Jarosław Kaczyński wygłosił przemówienie w Sejmie, które odnosiło się do wniosku o wotum nieufności dla Pana Ministra. Posłużę się cytatem: „Za czasów rządów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych pana przewodniczącego Schetyny zginęło 5 osób, czyli 5 razy powinien podać się do dymisji”. Co wiemy o śmierci Igora Stachowiaka i dlaczego nabrała ona takiej wagi politycznej?
Głównie dlatego, że śmierć człowieka na komisariacie jest wykorzystywana przez totalną opozycję do wojny z rządem. Bez sprawdzenia okoliczności tego zdarzenia i przed zakończeniem prac prokuratury poprzez nagonkę medialną próbuje się tę sprawę wykorzystać do uderzenia w rząd. Tymczasem politycy opozycji nie pamiętają, że za czasów ich rządów dochodziło do takich tragicznych zdarzeń. Grzegorz Schetyna, kiedy był ministrem spraw wewnętrznych w latach 2008–2009, został wyrzucony z rządu Donalda Tuska nie za to, że na komisariatach było pięć ofiar śmiertelnych i toczyły się postępowania prokuratorskie dotyczące przekroczenia uprawnień i spowodowania śmierci. Usunięto go w atmosferze skandalu związanego z aferą korupcyjną, tzw. aferą hazardową. Działania opozycji to próba ataku na rząd, przy użyciu goebbelsowskich metod, kłamstwa i manipulacji. Oni mówią dziś: „Każdy mógłby zostać Stachowiakiem”. Tak nie jest. To za ich czasów, kiedy ministrem był Grzegorz Schetyna, każdy mógł zostać zatrzymany w łapance, którą urządziły służby w Warszawie we wrześniu 2008 r. Pamiętamy słynną „akcję widelec”. Wtedy każdy mógł zostać poddany torturom na komisariacie, tak jak ci, którzy wówczas byli zatrzymywani. Przypomnę, że pan Igor Stachowiak był poszukiwany przez policję. O tym, że miał kłopoty z prawem, pisał ostatnio portal Onet, który trudno podejrzewać o sprzyjanie PiS. Uważam, że wykorzystując tragedię na komisariacie we Wrocławiu, totalna opozycja uderza w bezpieczeństwo Polski i jednocześnie mści się za odebranie przywilejów emerytalnych byłym funkcjonariuszom SB i UB.
Są jednak zastrzeżenia do tego komisariatu we Wrocławiu związane z czymś innym, z tzw. sprawą Baumana. Młodzi ludzie, którzy protestowali, twierdzą, że policja wtedy zachowywała się, delikatnie mówiąc, przesadnie gorliwie. Czy nie jest tak, że policjanci przesadzili?
Z całą pewnością we Wrocławiu doszło do złamania prawa. Użyto paralizatora wobec osoby skutej kajdankami. Wszelkie okoliczności są badane przez prokuraturę. Mam nadzieję, że szybko ta sprawa trafi do sądu, a materiały zostaną ujawnione, co zapowiedział minister sprawiedliwości. Etos policji staramy się odbudowywać od listopada 2015 r. To jest proces. Podczas niedawnej promocji oficerskiej w szkole policyjnej w Szczytnie po raz kolejny podkreśliłem, że tych, którzy sprzeniewierzają się składanej przysiędze, czekają surowe konsekwencje. Chcemy to robić m.in. po to, aby policja nie była wykorzystywana do akcji politycznych. Na przykład wspomniana „akcja widelec” była przeprowadzana na wyraźne zlecenie polityczne. Chodziło wtedy o kreowanie wizerunku Grzegorza Schetyny jako twardego szeryfa.
Inna sprawa, która posłużyła do ataku na Pana Ministra, to Przystanek Woodstock. Co jest podstawą negatywnej opinii ministra spraw wewnętrznych o tym festiwalu?
Opinię o imprezach masowych zawsze sporządza policja. Ten dokument stanowi podstawę do wydania przez burmistrza zezwolenia na organizację imprezy masowej. Już w ubiegłym roku Przystanek Woodstock był imprezą o podwyższonym ryzyku. W takim wypadku wydarzenie musi zabezpieczać większa liczba ochroniarzy. To generuje koszty, czego organizator chce uniknąć. Dlatego – co przekazał mi komendant wojewódzki policji – zaniża on liczbę uczestników i w ten sposób oszczędza. Postępuje tak, nie zważając na zagrożenie. Twierdzenie, że nic się na pewno nie stanie, przeczy faktom.
Jak było w latach ubiegłych?
W 2016 r. na Przystanku Woodstock zanotowano 54 przestępstwa. Większość związana była z narkotykami, ale było też np. zawiadomienie dotyczące gwałtu. Mamy do czynienia z rozbojami i kradzieżami. To fakty, z którymi trudno dyskutować. Charakter imprezy powoduje łatwy dostęp do alkoholu i substancji odurzających. Obawiam się też sytuacji, kiedy ktoś koło sceny sztucznie wywoła panikę, a rozpędzony tłum zacznie się wzajemnie tratować, tak jak to miało miejsce w Turynie.
Warto przypomnieć, że w ubiegłym roku organizator zapraszał na festiwal uchodźców znajdujących się na granicy Niemiec. Trzeba dodać, że do naszych sąsiadów przyjechało milion osób i że zamachy terrorystyczne w Niemczech jednak miały miejsce. A miasto, gdzie odbywa się festiwal, leży przy granicy, skąd do Berlina jest niecałe 100 km. Przez teren festiwalu przewijają się setki tysięcy ludzi. Nie ma tam tradycyjnych bramek i kontroli, do których jesteśmy przyzwyczajeni, idąc np. na mecz. To fakty, z którymi trzeba się liczyć i brać pod uwagę przy organizacji przedsięwzięcia. Podobne zdanie na ten temat ma nawet zespół Prodigy, który nazwał Woodstock „najniebezpieczniejszą imprezą”.
Skoro jesteśmy przy terroryzmie, to Polska jest wyjątkiem na mapie Europy. Wielu ekspertów twierdzi jednak, że nie da się uniknąć zamachu i jest to tylko kwestią czasu. Na ile jesteśmy zagrożeni atakami terrorystycznymi?
Bezpieczeństwo obywateli jest jednym z priorytetów naszego rządu. Dlatego sprzeciwiamy się mechanizmowi stałej relokacji uchodźców. Niekontrolowane przyjęcie uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, a więc głównie muzułmanów, którzy mogliby stanowić naturalne zaplecze dla działania terrorystów, byłoby narażeniem Polaków na niebezpieczeństwo. To samo czują obywatele, ponieważ 74 proc. z nich jest przeciwko przyjmowaniu uchodźców.
Mówiłem wielokrotnie na arenie międzynarodowej, że taka decyzja jest nieodpowiedzialna i godzi w europejskie bezpieczeństwo. Podobne stanowisko w ostatnim czasie prezentują Czesi. Milan Chovanec, czeski minister spraw wewnętrznych, powiedział, że nie przyjmie już żadnych migrantów z Włoch i Grecji na podstawie ustalonych przez Unię Europejską kwot. Co ciekawe, z decyzją czeskiego rządu zgadzają się przedstawiciele opozycji. Widać, że tam w kwestii bezpieczeństwa można działać ponad partyjnymi podziałami. Tymczasem posłowie PO wmawiają opinii publicznej bzdury, że ich rząd wypracował mechanizm pozwalający przyjąć do Polski wyłącznie kobiety i dzieci. Polski rząd nie ma możliwości wybierania osób według płci czy kategorii wiekowych. Takie działanie byłoby traktowane przez instytucje unijne jak dyskryminacja i jest niemożliwe.
Współpraca: Jacek Liziniewicz. Całość wywiadu w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”
W najnowszym wydaniu "GP" rozmowa z Ministrem Spraw Wewnętrznych @mblaszczak @MSWiA_GOV_PL. Polecam @TomaszSakiewicz.#GazetaPolska pic.twitter.com/DhODeOReDM
— Gazeta Polska (@GPtygodnik) 14 czerwca 2017
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Dzisiaj informacje TV Republika 09.11.2024 | Republika
Giertych chce zmiażdżyć i rozliczyć PiS. W odpowiedzi otrzymał serię celnych ripost
Krajewski: obecna władza nie respektuje Konstytucji RP i równych zasad gry | Gość Dzisiaj
Strzelał z karabinu w kierunku posesji sąsiadów. W domu miał arsenał broni