Pozycja obowiązkowa! Bajka Tomasza Sakiewicza „Uśmiechnięta Madonna”. ZOBACZ!
W tym tygodniu w specjalnym weekendowym dodatku "Niecodzienna Gazeta Polska" do „Gazety Polską Codziennie” dołączona została bajka Tomasza Sakiewicza „Uśmiechnięta Madonna”. Serdecznie polecamy!
Pani w niebieskiej szacie stała w białym domku pośród drzew. Kiedy Janek szedł do przedszkola, mijał tę figurę i dziwił się, że zawsze się do niego uśmiecha. Babcia czasem kazała mu stanąć przed kapliczką i powtarzać modlitwę. Janek nigdy nie był w stanie dokończyć tych słów. Albo nie pamiętał, albo zobaczył nagle coś tak ciekawego, że od razu myślał o czymś innym. Wędrówka do przedszkola zaczynała się od spojrzenia na dom, w którym na parapecie babcia trzymała pelargonie. Uśmiechnięte kwiaty z okna żegnały go aż do końca ulicy. Potem szedł małą uliczką obok zagajnika. Właśnie tam stała kapliczka. Po minięciu kapliczki skręcał do samotnie stojącego wśród zieleni przedszkola.
Gdy Janek skończył przedszkole, przyszedł czas na szkołę, która znajdowała się w tym samym miejscu co przedszkole. Babcia już go nie odprowadzała. Biegł do szkoły, mijając uśmiechniętą Panią. Kapliczka z roku na rok była coraz mniej widoczna. Wokół drzew rosło mnóstwo krzewów i chwastów. Kiedy kończył podstawówkę, już kapliczki nie było widać. Nie wiedział, czy ją zabrano, czy też całkiem zarosła chwastami.
Kiedy dostał się do liceum, musiał przeprowadzić się do innego miasta. Po drodze do szkoły nie było kapliczki. Za to odkrył wiele rzeczy naprawdę przyjemnych. Nie zauważył, kiedy skończył szkołę. Udało mu się dostać na wspaniałe studia za granicą. Wyjechał i tam już został.
Po studiach dostał świetną pracę. Stał się bogatym człowiekiem. Kupił piękny dom i samochód. Potem stał się właścicielem kilku domów i samochodów. Sam nie wiedział, kiedy minęło mu całe życie. Był naprawdę bogaty. Ludzie przychodzili do niego i mówili mu bardzo miłe rzeczy, im był bogatszy, tym byli dla niego bardziej mili. Ale był tak zajęty, że nie miał czasu założyć rodziny. Wreszcie kiedy już zdecydował się pójść na emeryturę, na zakładanie rodziny było już za późno.
Koledzy z pracy przeprowadzili się do innych miast, niektórzy z nich umarli ze starości. Jan stał się naprawdę samotny. W jego dużym domu poza nim nie mieszkał nikt inny. Chciał czasem kogoś zaprosić, ale nikt nie przychodził. Bardzo tęsknił za przyjaciółmi, tylko że już ich nie miał. Może nie miał ich tak naprawdę nigdy. Babcia i rodzice też już nie żyli. Mimo to postanowił odwiedzić swój stary kraj. Przyjechał do rodzinnego miasta. Szukał domu swoich rodziców, ale w miejscu, gdzie kiedyś był, stał wspaniały sklep, w którego witrynie świeciła droga biżuteria. Brylanty, szmaragdy, perły błyszczały zimnym światłem, odbierając nadzieję na zobaczenie czegokolwiek znajomego. Oddałby wszystkie brylanty za jedną pelargonię z babcinego okna.
Smutny i zamyślony poszedł drogą, którą kiedyś wędrował do przedszkola. Za rogiem zobaczył jeden znajomy widok. Serce zabiło mu szybciej. Szedł powoli, bo nie miał już tyle siły co kiedyś. Doszedł do niewielkiego zagajnika, który cały zarośnięty był chwastami i krzewami. Wiedział, że za tymi krzewami widać było ten wspaniały uśmiech Niebieskiej Pani. Postanowił sprawdzić, czy Ona tam jeszcze jest. Krzewy i chwasty kaleczyły mu dłonie. Im bardziej zbliżał się do kapliczki, tym bardziej zarastały drogę. Z lękiem myślał, że jej tam po prostu już nie ma. Kapliczka zniknęła, ale na ziemi stała jeszcze bardzo zniszczona figurka. Spod umorusanej ziemią twarzy Madonny zobaczył ten sam uśmiech. Wytarł figurkę we własne ubranie i ustawił na dużym kamieniu. Wokół figurki wyrwał kilka chwastów. Nie miał już zupełnie siły. Chciał przypomnieć sobie babciną modlitwę, ale pamiętał ją tylko do połowy. Wydostał się z krzaków na ulicę. Ledwo szedł ze zmęczenia. Jakieś dzieci zaczęły go pokazywać palcem. Ktoś powiedział, że to żebrak. Nie przejmował się tym. Dotarł do hotelu. Zamierzał rano wysprzątać teren wokół figurki. Poczuł, że ma gorączkę. Męczył się całą noc. Rano nie dał rady podnieść się z łóżka. Nie wiedział, czy jest dzień, czy noc. Opadał coraz bardziej z sił. Oddychał coraz ciężej. Wreszcie oddech zniknął. Żałował tylko, że nie zdążył wysprzątać terenu wokół kapliczki. To jedno chciał jeszcze tylko zrobić, ale mu się nie udało…
Wtedy zobaczył, że znowu jest przy kapliczce. Figurka była piękna jak nigdy. Uśmiechała się do niego. Wokół nie było chwastów. Stała za to uradowana babcia, obok rodzice trzymali się za ręce. Było też w pobliżu wielu starych przyjaciół z dzieciństwa. Babcia powiedziała do niego ciepłym głosem:
– Teraz będziemy razem odmawiać modlitwę.
Tomasz Sakiewicz
Z serii „Bajki dla Kostka i Mateusza”