- Ratownicy powoli zbliżają się do miejsca, w którym przewidują, że mogą przebywać poszkodowani - przekazał we wtorek naczelnik TOPR Jan Krzysztof. Dodał, że ratownikom prowadzącym akcję w jaskini Wielkiej Śnieżnej udało się przesunąć o 5 metrów.
- W tej chwili 11 ludzi - pirotechnicy i ratownicy do pomocy wchodzą do jaskini. Na późne popołudnie planujemy wejście kolejnej grupy, kolejnych dwóch pirotechników i podobne plany mamy na następną dobę - powiedział we wtorek naczelnik TOPR Jan Krzysztof. Ich zadaniem jest przeprowadzenie mikro wybuchów, które poszerzą i wydłużą korytarz tak, by dotrzeć do miejsca, w którym, według ratowników, mogą przebywać poszukiwani grotołazi.
Jan Krzysztof poinformował, że w tego typu akcjach używa się niewielkiej ilości materiałów wybuchowych. - Przy tego typu akcjach używa się mikro ładunków, miko zapalników. Dzisiaj dojedzie do nas dostawa kilograma ładunków wybuchowych, co wystarczy na bardzo długo - powiedział Jan Krzysztof.
Dodał, że po wyjściu z jaskini otrzymał informację, że ratownikom udało się przesunąć o 5 metrów. - Dotarli do miejsca trochę wygodniejszego - takiego, w którym można się chwilami wyprostować - przekazał naczelnik TOPR.
Poinformował, że tej chwili najwięcej czasu zajmuje transport materiału, który powstaje na skutek wybuchu. - W wielu miejscach nie ma możliwości przesunięcia nawet małego kamienia obok człowieka (....) To przejście do tego obszerniejszego fragmentu pozwala łatwiej pakować ten materiał - mówił Jan Krzysztof.
Przekazał, że jednym z problemów, z którym mierzą się ratownicy jest zimno w jaskini. Temperatura wynosi 4 stopnie Celsjusza i jest bardzo wilgotno. - Pracujemy w lodówce, w pełnej wilgotności. Zobaczymy jak ta sprawa się potoczy - stwierdził. Dodał, że jeżeli kolejnym grupom "uda się zdobywać kolejne metry, to w ciągu kilkudziesięciu godzin powinni dotrzeć z drugiej strony do tego rejonu zaginięcia".