W ostatnich latach obserwujemy, jak w UE koncepcja wspólnoty wypierana jest przez interesy poszczególnych państw. Tylko te silniejsze ekonomicznie i politycznie, posiadające duże populacje rozwijających się społeczeństw, są w stanie dominować w światowej gospodarce. W XXI wieku walka o dominację nie następuje już w obszarze ziemi czy bogactw naturalnych, lecz prowadzona jest o kapitał ludzki - pisze Piotr Hofman w "Gazecie Polskiej".
Niestety, od dekady Polska tę walkę przegrywa. Nasz kapitał ludzki wydrenowany został przez silniejsze gospodarki. Około 2,5 mln młodych, wykształconych Polaków wyemigrowało do krajów starej UE. Naszą odpowiedzią na tę sytuację powinna być taka atrakcyjność własnego rynku pracy i tak silny rozwój gospodarczy, aby część tych osób zdecydowała się na powrót do kraju. Nie będzie to jednak proces natychmiastowy. Nadal mamy bardzo wiele do nadrobienia, aby być konkurencyjni dla gospodarek zachodnich. Ostatnio obserwujemy stałe naciski ze strony UE na przyjmowanie emigrantów z krajów Afryki Północnej czy Azji. Są to regiony zupełnie nam obce kulturowo i religijnie. Poza tym to większość dawnych kolonii państw Europy Zachodniej. Zatem to one, jako naturalny spadkobierca okresu kolonialnego, powinny być zaangażowane w rozwiązanie problemów ekonomicznych tych regionów. Polska, według „Forbesa”, w ostatnich latach przyjęła ponad 1,2 mln obywateli Ukrainy, którzy zdecydowali się na przyjazd do nas ze względu na sytuację polityczną (w tym konflikt zbrojny na wschodzie Ukrainy) i ekonomiczną. Naszą odpowiedzią na unijne pokrzykiwania jest właśnie polska gościnność i wsparcie dla emigrantów zza naszej wschodniej granicy. Czas zatem na lepszą współpracę w budowaniu wspólnego rynku pracodawcy i pracownika.
Mamy wiele wspólnego dla zbudowania dobrej jakości relacji gospodarczych i społecznych (m.in. bliskość kulturowa, językowa, religijna, często polskie korzenie przyjeżdżających i bliskość geograficzna). Legalnie zatrudnionych jest prawie milion Ukraińców, założyli oni w Polsce 2,7 tys. firm i rocznie dokładają do naszego budżetu około 400 mln złotych. Według danych przygotowanych przez NBP w styczniu tego roku, nowa fala emigracji z Ukrainy to osoby średnio w wieku 33 lat, 47 proc. z nich ma wyższe wykształcenie. Coraz więcej osób podejmuje też studia w Polsce i uczy się języka, by związać przyszłość z naszym krajem. Już ponad połowa przyjeżdżających do naszego kraju chce w nim zostać na stałe. Niestety, polskie urzędy zbyt długo rozpatrują wnioski o pozwolenie na pracę. Sformalizowano zezwolenia na pracę sezonową i czasową. Zbyt wysokie są oczekiwania co do warunków pracy, a także wymagania pracodawcy. W 2017 r. przepisy ulegną dalszym restrykcyjnym zmianom. Myślę, że taka sytuacja powinna ulec odwróceniu.
Oczywiście niezbędna jest równoczesna racjonalna ochrona polskiego rynku pracy. Wskaźniki dotyczące naszej gospodarki pokazują silny trend rozwojowy. GUS podaje bardzo dobre wyniki za I kwartał 2017 r. Dane publikowane przez agencje analityczne podnoszą prognozy wzrostu PKB w br. na ponad 3,6 proc. Mamy najniższe bezrobocie od 25 lat – około 8 proc. Tu jednak pojawia się problem – odgłos tykającej bomby demograficznej. Polska już teraz ma problem z niedoborem pracowników. Według KE liczba pracowników spada w tempie 50 tys. osób rocznie, po 2025 r. sięgnie 100 tys. Ponad 45 proc. pracodawców deklaruje trudności w pozyskiwaniu pracowników (to znacznie powyżej unijnej średniej). Takie zjawiska mogą zahamować rozwój gospodarczy, należy więc sprawnie im przeciwdziałać.
Pracownicy z Ukrainy to grupa narodowa, która w znacznym stopniu może wesprzeć Polskę w jej walce o kapitał ludzki, który stanowi o rozwoju gospodarczym kraju. Od czerwca zniesione zostaną wizy do UE dla obywateli Ukrainy. To bardzo pozytywne działanie. Zadbajmy jednak, aby to Polska była krajem, który tym razem wygra bitwę o kapitał ludzki, tak niezbędny do budowania naszej pozycji gospodarczej wśród pozostałych państw UE.
FELIETON OPUBLIKOWANY W "GAZECIE POLSKIEJ" Nr 19 z 10 maja 2017