Jedynym spoiwem bloku opozycyjnego jest anty-PiS. Jeśli okazałoby się, że wybory parlamentarne wygrałaby opozycja, to to spoiwo zaczęłoby się wyczerpywać, aż wreszcie doszłoby do rozłamu. Mówiąc najprościej – jeśli opozycja pójdzie do wyborów w jednym bloku i wygra je, to za kilkadziesiąt miesięcy będziemy mieli przyspieszone wybory, bo oni nie będą w stanie porozumieć się na tyle, aby skutecznie rządzić. To byłby chaos zakończony rozłamem – mówi „GPC” poseł Paweł Kukiz, lider Kukiz’15 – Demokracja Bezpośrednia, w rozmowie z Janem Przemyłskim.
Czy możemy już powiedzieć, że ugrupowanie Kukiz’15 – Demokracja Bezpośrednia wystartuje w jesiennych wyborach parlamentarnych z list Zjednoczonej Prawicy?
Od dłuższego czasu te rozmowy są prowadzone w dobrej atmosferze i jesteśmy bardzo blisko osiągnięcia końcowego porozumienia. Wszystkie kluczowe dla naszej grupy politycznej postulaty są akceptowane przez pana prezesa Kaczyńskiego. Mówię tu przede wszystkim o zmianie ordynacji wyborczej na model mieszany z JOW, o sędziach pokoju, zniesieniu immunitetu formalnego parlamentarzystów i sędziów, kwestii dotyczącej referendów oraz o rozszerzeniu działania ustawy antykorupcyjnej. Co do tych wszystkich rzeczy mamy osiągnięte porozumienie, które teraz trzeba jeszcze ostatecznie doprecyzować.
Ilu kandydatów na posłów planuje wystawić Pana ugrupowanie na listach Zjednoczonej Prawicy?
Jeszcze za wcześnie jest na takie szczegóły. Zdradzę, że do tej pory prawie w ogóle nie rozmawialiśmy o listach i miejscach na nich. Pierwszorzędną sprawą dla mnie zawsze były, są i będą postulaty naprowadzające Polskę na drogę państwa o demokracji obywatelskiej w miejsce partyjnej.
Przed poprzednimi wyborami wszedł Pan w koalicję z PSL. Jak wyglądają różnice między tymi negocjacjami z ludowcami sprzed czterech lat a obecnymi z PiS?
Przypomnę, że w 2019 r. w pierwszej kolejności rozmawiałem o starcie z list Zjednoczonej Prawicy. Podczas jednego ze spotkań usłyszałem, że taka możliwość jest, ale bez żadnych warunków, czyli mogliśmy zająć kilka miejsc na listach Zjednoczonej Prawicy, ale nie mogliśmy żądać żadnych deklaracji programowych. Wówczas przyszedł PSL, który zagwarantował, że wszystkie nasze postulaty wpisze do swojego programu. No ale czas pokazał, że to nie miało żadnego przełożenia na rzeczywistość powyborczą, bo PSL nie zamierzał realizować tego, na co się umówiliśmy, czyli mówiąc wprost – po prostu nas oszukał. Jeśli natomiast chodzi o efekty współpracy z PiS w obecnej kadencji, to mogę powiedzieć tyle, że Jarosław Kaczyński jest jedynym politykiem, jakiego spotkałem na swojej politycznej drodze, który wywiązał się całkowicie z zawartej ze mną programowej umowy, a więc mam podstawy, by wierzyć, że potencjalna przyszła współpraca będzie przynosiła pozytywne dla obywateli i dla mnie rezultaty.
Do wyborów zostały ponad cztery miesiące, co oznacza, że zaraz wejdziemy w najbardziej gorącą fazę kampanii wyborczej. Jak Pana zdaniem będzie ona wyglądała?
Już kilka tygodni temu uprzedziłem swoją rodzinę, aby przygotowała się na totalny hardcore. Nie ma wątpliwości, że to będzie bardzo brutalna kampania wyborcza i nie będzie żadnych hamulców. Widzimy to chociażby po jednej z ostatnich aktywności naczelnego sympatyka Platformy Obywatelskiej, pana Tomasza Lisa. Jego wpis o komorach, które później próbował jakoś absurdalnie tłumaczyć, był po prostu ohydny. Z drugiej strony odpowiedź PiS uważam za, mówiąc delikatnie, niestosowną. W ogóle dziwię się decyzji o wchodzeniu z Lisem w dysputę publiczną.
Czy Kukiz’15 – Demokracja Bezpośrednia ma już przygotowany kompleksowy plan na kampanię wyborczą?
Więcej szczegółów na ten temat będzie można powiedzieć, gdy sformalizujemy porozumienie z Prawem i Sprawiedliwością.
W takim razie przejdźmy do tematu opozycji. Czy według Pana Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz pozostaną nieugięci wobec Donalda Tuska i nie dadzą mu się namówić na jedną listę wyborczą?
Sądzę, że Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia zaczynają się obawiać, czy na pewno uda im się przekroczyć próg ośmiu procent, który jest wymagany dla koalicji. Proszę zauważyć, że poparcie dla tego projektu politycznego nie rośnie, a systematycznie maleje. Nie sądzę, aby ta sytuacja uległa zmianie do wyborów. Zresztą obserwując Szymona Hołownię, mam przekonanie, że został on już całkowicie wciągnięty przez system. Coś na zasadzie „być w Sejmie, żeby tylko być”. W programie Polski 2050 nie widzę żadnych rzeczy, które znacząco by się różniły od tego, co proponują inne byty polityczne na opozycji. Z kolei jeśli chodzi o PSL, to dla nich niewejście do Sejmu oznaczałoby poważne problemy dla nich na wielu płaszczyznach. Nie mogą sobie na to pozwolić. Dlatego też sądzę, że topniejące poparcie w sondażach, a także ta histeria, która wytworzyła się przy okazji dyskusji o komisji do spraw badania wpływów rosyjskich, mogą sprawić, że temat jednej listy wyborczej opozycji znowu zaistnieje.
Cały wywiad w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"