Prababcia opowiadała mi, że kiedyś przybył do ich chałupy taki wędrowny dziad i został ugoszczony i nakarmiony czym chata bogata. Kiedy nazajutrz wyszedł, zaczęli w domu dyskutować na temat jego oczu, że jakby je widzieli już kiedyś, chyba na jakimś bohomazie. W pewnej chwili ktoś zakrzyknął "toż to był Pan Jezus we własnej Osobie!". Potem długo ubolewali nad tym, że może za słabo Go ugościli, nie poprosili, by został na dłużej. – pisze Klaudiusz Wesołek w swoim kresowym felietonie.
"Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych
najmniejszych braci moich, mnie uczyniliście" - z Ewangelii według świętego Mateusza
Opowiadali starzy ludzie, że po kresowych ścieżkach chodził niegdyś często Pambóg. Przeważnie nie chodził w widocznej ludzkim okiem Chwale Swojej (choć i takim niektórzy go widzieli) ale przeważnie dreptał noga za nogą w starych łachach, jako dziad wędrowny. Dziad wędrowny, czyli did wołoczebnyjto chyba osoba stojąca najniżej w hierarchii społecznej. Bezdomny żebrak, chodzący od domu do domu, z prośbą o nocleg i posiłek w dzisiejszym świecie budziłby pogardę, poczucie zagrożenia, ewentualnie politowanie. Dla dawnych mieszkańców Kresów (przynajmniej dla znacznej ich części) była to forma spotkania z żywym Chrystusem.
Różni ludzie róźnie to pojmowali. Dla niektórych była to ewangeliczna metafora, w myśl której uczynki wobec "najmniejszych braci" Jezus na Sądzie osądzi jakby były dokonane wobec Niego. Inni traktowali to w bardziej baśniowy sposób, tłumacząc, że Pan Jezus osobiście, incognito, w przebraniu, schodzi na Ziemię, by przekonać się, czy ludzie faktycznie przestrzegają Jego Słów, czy jeno czczą Go ustami. Taki praktyczny sprawdzian z miłosierdzia.
Prababcia opowiadała mi, że kiedyś przybył do ich chałupy taki wędrowny dziad i został ugoszczony i nakarmiony czym chata bogata. Kiedy nazajutrz wyszedł, zaczęli w domu dyskutować na temat jego oczu, że jakby je widzieli już kiedyś, chyba na jakimś bohomazie. W pewnej chwili ktoś zakrzyknął "toż to był Pan Jezus we własnej Osobie!". Potem długo ubolewali nad tym, że może za słabo Go ugościli, nie poprosili, by został na dłużej.
Niektórzy wędrowni żebracy nadużywali swojej pozycji w kresowym świecie, która była niby najniższa, ale w jakimś metafizycznym sensie jakby najwyższa. Stawali się bardzo roszczeniowi. Babcia opowiadała mi jak pewnego razu przyszedł do nich wędrowny dziad a w
domu były same dzieci. Powiedziały mu "ogrzejcie się dziadku i poczekajcie aż przyjdzie mama, to da wam psiochy". Babcia tłumaczyła mi, że psiocha, to taka prosta zupa na ziemniakach. Dziada bardzo oburzyło to, że ma być poczęstowany psiochą. Wstał z ławy, poprawił kożuch i powiedział "Psiochy? Niech da psu!", po czym rozgniewany szybko wyszedł z chaty.
Obecnie dziady wędrowne jako grupa społeczna już nie istnieją. Ponoć jeszcze można gdzieś na kresowych ścieżkach zobaczyć Pana Boga w przebraniu dziada. Warto zapytać Go czy nie potrzebuje pomocy. Warto zapytać o to każdego człowieka w niedoli, nie tylko materialnej.