Obrońców naszych granic otoczono murem nienawiści. „Przemoc - nawet wobec kobiet, wyrzucenie na bagna pokryte concentriną rodziny z kilkuletnim dzieckiem” – tak m. in. o nich pisano!
Gdy upubliczniono informację o śmierci polskiego żołnierza, który zginął z ręki migranta szturmującego naszą granicę, złożył na Facebooku wyrazy współczucia "dla Jego bliskich i rodziny". Tego samego dnia, ale nieco wcześniej, nawiązując w kilku wpisach pośrednio lub bezpośrednio do tematu zatrzymania i skucia kajdankami przez Żandarmerię Wojskową innych żołnierzy - obrońców polskiej granicy z Białorusią, pisał m. in. tak: "Zatrzymanie żołnierzy na pograniczu? To tylko wierzchołek góry lodowej. Przemoc - nawet wobec kobiet, wyrzucenie na bagna pokryte concentriną rodziny z kilkuletnim dzieckiem - o tym mówili mi nie tylko cudzoziemcy, ale również sami polscy mundurowi. Wszyscy równi wobec prawa", a także tak: \'Palenie dokumentów i telefonów przez strażników granicznych, śmierć cudzoziemca w aucie SG, strzelanina we wsi, śmiertelny pościg nieoznakowanymi autami... To się wydarzyło. Też mamy to zamiatać pod dywan?"
Dziennikarz Piotr Czaban, bo o nim tu mowa, od dłuższego czasu interesuje się, choć według niektórych w dość specyficzny sposób tym wszystkim (albo prawie wszystkim), co dzieje się na granicy.
"Ludzie są wyrzucani ze szpitala polskiego na Białoruś. Ludzie są bici. Białoruskie służby też nadal wypychają ich w kierunku Polski. Ci wycieńczeni ludzie, którzy mają już dosyć tej śmiertelnej rozgrywki, chcą wrócić na przykład do Mińska, a niektórzy nawet do swoich ojczyzn, ale nie mogą, bo słyszą od Białorusinów, że nie ma odwrotu, że jest jedynie śmierć", mówił 28 maja tego roku w Radio TOK FM, przedstawiony jako "dziennikarz i aktywista z Podlasia i członek Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego", Piotr Czaban. Były dziennikarz (co za zdziwienie) TVN24 podzielił się także historią przebywającego na granicy polsko-białoruskiej Egipcjanina, który miał "złamać obie nogi, spadając z muru" (swoją drogą ciekawe, bo przecież mur ten można podobno podważyć lewarkiem). "Krzyczał z bólu, prosił o pomoc polskich funkcjonariuszy. Ci nie słuchali, chwycili go między innymi za te połamane nogi i wyjącego z bólu człowieka wyrzucili na białoruską stronę. On tam dalej krzyczał z bólu i w końcu jeden z funkcjonariuszy przez płot przyjrzał się tym nogom i zauważył, że coś z nimi jest nie tak. Dopiero wtedy ten człowiek został z powrotem wciągnięty na stronę polską i trafił do szpitala", relacjonował dziennikarz w rozmowie z Wojciechem Muzalem.
Według Piotra Czabana polscy strażnicy graniczni mieli także żądać od uchodźców sporych kwot pieniędzy za podanie wody i czegoś do jedzenia, a także grozić wspierających im osobom. "Nasi aktywiści i wolontariusze spotykają się z agresją mundurowych, którzy zamaskowani potrafili na przykład powiedzieć: "Dojedziemy was w cywilu", mówił Czaban w TOK FM.
Cofnijmy się nieco w czasie. W roku 2020 głośno było w Polsce o rodzinie niejakiego Omara Al-Halabiego, dziennikarza z Syrii, który uzyskał, m. in. dzięki pomocy Czabana azyl polityczny w naszym kraju. Organizatorzy akcji "Uwolnić Omara" - Piotr Czaban i Karolina Baca-Pogorzelska - zostali we wrześniu 2020 roku laureatami nagrody specjalnej Press Club Polska. Fetowano ich też, choć nieco później - bo w listopadzie - w Radiu ZET. Dziennikarze otrzymali fundowaną przez rozgłośnię nagrodę im. Andrzeja Woyciechowskiego.
O tym wszystkim było głośno... do czasu. W styczniu 2021 roku oficyna, która miała opublikować książkę o akcji "Uwolnić Omara", wstrzymała ukazanie się już bardzo podobno zaawansowanego dzieła ("Zdaje się, że mamy jakieś 700 tys. znaków wsadu do książki #UwolnićOmara (...) . Na dwa miesiące przed dedlajnem jest chyba całkiem nieźle", poinformowała na swoim profilu społecznościowym Baca-Pogorzelska). Co się stało?
27 grudnia 2021 roku do mieszkania na warszawskiej Ochocie zajmowanego przez Omara Al-Halabiego i jego rodzinę, została wezwana policja. Ofiara prześladowań Assada... sama miała dopuścić się przemocy. Funkcjonariusze na ścianach i kanapie mieszkania znaleźli krew należącą do żony "obrońcy praw człowieka" z Bliskiego Wschodu. Jak poinformowała TVP Info, "Omarowi Al-Halabiemu założono niebieską kartę, a jego ranną żonę pogotowie zabrało do szpitala. Później cała rodzina wyjechała z Warszawy".
Powróćmy do roku 2024. 27 maja Czaban opublikował na FB kolejną dramatyczną relację z granicy. "Matka z dwiema córkami uciekły z Syrii i trafiły do białorusko-polskiego piekła. Niestety, to w Polsce zostały pobite. Matka nie mogła chodzić. Mimo to wyrzucono ją na Białoruś", czytamy m. in. we wpisie. W jego drugiej, ale opublikowanej tego samego dnia na FB części, Sedra, uchodźczyni z Syrii, opisała dalsze szczegóły potraktowania jej przez funkcjonariuszy Straży Granicznej: "Bili, nazywali nas zwierzętami i wyrzucili na Białoruś".
Takich opowieści jest na profilu społecznościowym Czabana, a także na prowadzonej przez niego internetowej stronie o wiele więcej. Co o nich sądzą jego czytelnicy? Dominują (dominowali?) osoby podchodzące bezkrytycznie do wszystkich zamieszczonych przez dziennikarza-aktywistę (a może odwrotnie) treści. Jeśli ktoś nie zgadza się z kanonicznym, a zaprezentowanym przez Czabana, obrazem "biednego, prześladowanego przez polską Straż Graniczną migranta", to może (mógł?) potężnie oberwać. I to nawet jeśli ten ktoś nazywał się... Donald Tusk. W komentarzu do jednego z wpisów na Facebooku z 28 maja, internautka tak podsumowała przedstawiany przez media - "od prawa do lewa" - obraz tego, co dzieje się na granicy: "Narracja o "niebezpiecznych migrantach" w pełni. Oczywiście media zawsze w gotowości na usługach polityków. Wstrętne to. D. Tusk jest za to odpowiedzialny, tak jak każdy który usprawiedliwia "obronę granic"".
Po ujawnieniu śmierci polskiego żołnierza ugodzonego dzidą przez migranta, Czaban, jak już wspomnieliśmy na początku, złożył "wyrazy współczucia bliskim", ale czy zaczął okazywać jakąkolwiek empatię, nie mówiąc już o wdzięczności za chronienie także jego osoby, strażnikom granicznym czy innym polskim służbom mundurowym? Czy można za coś takiego uznać wpis popełniony w następnym, po kondolencjach, dniu. "Nikt nie powinien umierać na granicy", napisał dawny dziennikarz TVN24.
Ostatnio Czaban wyraził niepokój o dalsze losy speckomisji Bodnara, w której gestii znajduje się swoiste "monitorowanie" pogranicza polsko-białoruskiego. Zlokalizowany w Siedlcach zespół śledczy, zajmujący się de facto ściganiem żołnierzy broniących rubieży Polski, Bodnar powołał 17 kwietnia. To ta struktura ma odpowiadać m. in. za ostatnie brutalne zatrzymanie przez Żandarmerię Wojskową i zakucie w kajdanki trzech polskich żołnierzy! Stać się tak miało, jak podał portal Niezalezna.pl, w wyniku zgłoszenia dokonanego przez "znanego aktywistę granicznego"... Piotra Czabana. Choć Czaban zaprzecza, by akurat z tym zgłoszeniem miał coś wspólnego, nie kryje swojej pasji sygnalisty („akurat w tej sprawie nie składałem zawiadomienia. W innych owszem. Moje zeznania regularnie uzupełniam”).
Może właśnie dlatego sen z powiek spędza mu obawa o przyszłość bodnarowskiej speckomisji.
"Obawiam się, że polityczne i medialne naciski na prokuratorów z zespołu śledczego, który działa w Siedlcach, mogą doprowadzić do sparaliżowania ich pracy. Niestety, widząc narrację rządu w sprawie kryzysu humanitarnego na pograniczu, obawiałem się tego. Wierzę, że minister sprawiedliwości Adam Bodnar szybciej jednak ustąpi ze stanowiska, niż pozwoli na to, by w Polsce wyroki wydawali politycy, a nie sędziowie. Przypominam, że o brutalnych działaniach niektórych polskich funkcjonariuszy mówiło się już od dawna. Potwierdzone są przypadki strzelenia syryjskiemu uchodźcy w plecy, jak i śmierci cudzoziemca, do której doszło w aucie straży granicznej", napisał 6 czerwca (tak, dokładnie w TYM dniu) Czaban.
Zdenerwowany najwyraźniej aktywista, gdy przypomniano mu kilka z jego wcześniejszych wpisów, dość brutalnie (przyznajmy) je komentując, zaczął w pewnym momencie sam przedstawiać się... jako ofiara. Czaban najwyraźniej dotąd nie widzi podstawowej różnicy dzielącej go od śp. żołnierza z naszej granicy. On, Czaban, żyje! Jest jeszcze kilka innych "drobnych" różnic. W czasach, gdy Czaban odbierał kolejne nagrody (ostatnia - w lutym tego roku - od Towarzystwa Dziennikarskiego) fetowany przez mainstreamowe media i celebrycki światek, nieżyjący już bohater przynależał do grupy określanej przez Frasyniuka mianem "śmieci".
Gdy słowa te (a także wiele innych) padły, Piotr Czaban nie zaprotestował. On nawet nie milczał. On po prostu w stygmatyzowaniu naszych żołnierzy brał udział!
Hej, funkcjonariusze z TVN i "Towarzystwa Dziennikarskiego"!
— Emilia Kamińska (@EmiliaKaminska) June 6, 2024
To wasz wychowanek i nagradzany autorytet stał za powołaną przez Bodnara komórką ds. ścigania polskich żołnierzy broniących naszych granic.
Jak bardzo jesteście z siebie dzisiaj dumni? pic.twitter.com/2Z7m8GShgp
#MuremzaPolskimMundurem | Zginął żołnierz za nasze bezpieczeństwo. Oddajmy mu cześć! Chwała bohaterom! 🇵🇱#włączprawdę #TVRepublika pic.twitter.com/QwmHD7LDOS
— Telewizja Republika 🇵🇱 #włączprawdę (@RepublikaTV) June 7, 2024
Wiecie, że te sukinsyny utworzyły specjalny zespół prokuratorski, mający zbierać haki na żołnierzy, broniących naszej wschodniej granicy?
— S. Żerko (@StZerko) June 7, 2024