Obejrzałam "Smoleńsk". To filmowa manifestacja przeciw medialnemu zakłamaniu |OPINIA
"Do kin wchodzi film, którego recenzje już wszyscy dawno mieli napisane" – przeczytałam kilka dni temu w Internecie. Nic dodać, nic ująć.
Wczoraj w warszawskim Kinie Atlantic odbył się przedpremierowy pokaz filmu "Smoleńsk" Antoniego Krauzego, w którym miałam zaszczyt i przyjemność uczestniczyć.
Trudno napisać cokolwiek o tym filmie. Najlepiej to dzieło oddaje cytowane już przeze mnie zdanie – "do kin wchodzi film, którego recenzje już wszyscy dawno mieli napisane". "Smoleńsk" nie zaskoczył mnie. Doceniam to, że ktoś podjął się realizacji filmu o tak wrażliwej tematyce, która w Polsce nadal wzbudza wiele emocji. Film odebrałam jako swego rodzaju manifest przeciw medialnej manipulacji i zakłamaniu, które miały miejsce po katastrofie, a próbę innego – w mojej ocenie – niezwykle prawdopodobnego przebiegu zdarzeń i przyczyn katastrofy, a może raczej tzw. katastrofy.
"To co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, nie było raczej dziełem przypadku"
Podjęta w filmie tematyka to dość młoda historia, w której wciąż wiele znaków zapytania. Jeśli ktoś w co najmniej niewielkim stopniu interesował się tym, jak odważnym politykiem był śp. prezydent Lech Kaczyński, jak nieugiętym zwłaszcza wobec Rosji i polityki Władimira Putina, zdaje sobie sprawę z tego, że to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, nie było raczej dziełem przypadku, a wszelkie poczynania Rosjan oraz naszych ówczesnych władz, mogą go tylko w tym przekonaniu utwierdzić.
Kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej spotkałam się z czynnym jeszcze wtedy politykiem PiS. Kiedy zapytałam o to, co stało się 10 kwietnia 2010 roku, nie chciał ani jednoznacznie opowiedzieć się za tym, że był to nieszczęśliwy wypadek, ale nie chciał też snuć teorii spiskowych. Rzucił mi wówczas tylko "Gruzja" i "umowa o gaz". Jeszcze parę miesięcy później znajoma ze studiów, której znaczna część rodziny mieszka w USA, powiedziała mi "wiesz, że Amerykanie znają prawdę o Smoleńsku? Tylko czekają na odpowiedni moment". Zalałam się wtedy łzami i zastanawiałam czy faktycznie czekają na odpowiedni moment, czy może mają nasz kraj w głębokim poważaniu...
"Zaczęło się od rosyjskiej inwazji na Gruzję w sierpniu 2008 roku"
W moim odczuciu film Antoniego Krauzego to książka "Tajne akta S." niemieckiego dziennikarza Jürgena Rotha "w pigułce". Książkę tę przeczytałam jednym tchem kilka dni po jej premierze.
Zarówno w filmie, jak i we wspomnianej książce, stawiana jest teza, że to, co stało się w Smoleńsku, zaczęło się od rosyjskiej inwazji na Gruzję w 2008 roku. I w produkcji Krauzego, i w książce, autorzy wskazują na to, przypominając mocne, ale i prawdziwe przemówienie Lecha Kaczyńskiego z Tibilisi, z 12 sierpnia 2008 roku:
– Jesteśmy tutaj, żeby wyrazić całkowitą solidarność. Jesteśmy prezydentami pięciu państw: Polski, Ukrainy, Estonii, Łotwy i Litwy. Jesteśmy po to, żeby podjąć walkę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi z północy, dla nas także z północy, ze wschodu, pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy nie! Ten kraj to Rosja. Ten kraj uważa, że dawne czasy upadłego, niecałe 20 lat temu, imperium wracają. Że znów dominacja będzie cechą tego regionu. Otóż nie będzie. Te czasy się skończyły raz na zawsze. Nie na dwadzieścia, trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat! Wszyscy w tym samym okresie, lub w okresach nieco innych poznaliśmy tą dominację. To nieszczęście dla całej Europy. To łamanie ludzkich charakterów, to narzucanie obcego ustroju, to narzucanie obcego języka. Ale czym się różni sytuacja dzisiaj od tej sprzed wielu lat? Dziś jesteśmy tu razem. Dziś świat musiał zareagować, nawet jeżeli był tej reakcji niechętny. I my jesteśmy tutaj po to, żeby ten świat reagował jeszcze mocniej. W szczególności Unia Europejska i NATO.
Gdy zainicjowałem ten przyjazd niektórzy sądzili, że prezydenci będą się obawiać. Nikt się nie obawiał. Wszyscy przyjechali, bo Środkowa Europa ma odważnych przywódców. I chciałbym to powiedzieć nie tylko Wam, chciałbym to powiedzieć również tym z naszej wspólnej Unii Europejskiej, że Europa Środkowa, Gruzja, że cały nasz region będzie się liczył, że jesteśmy podmiotem. I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!
Byliśmy głęboko przekonani, że przynależność do NATO i Unii zakończy okres rosyjskich apetytów. Okazało się, że nie, że to błąd. Ale potrafimy się temu przeciwstawić, jeżeli te wartości, o które miałaby się Europa opierać mają jakiekolwiek znacznie w praktyce. Jeżeli mają mieć znaczenie, to my musimy być tu, cała Europa powinna być tutaj. Tu są cztery państwa należące do NATO. Jest Ukraina, wielkie państwo.
Jest pan prezydent Sarkozy, w tej chwili przewodniczący Rady Europejskiej, ale powinno tu być ich 27. Wierzymy, że Europa zrozumie Wasze prawo do wolności i zrozumie też swoje interesy. Zrozumie, że bez Gruzji Rosja przywróci swoje imperium, a to nie jest w niczyim interesie – mówił wówczas śp. prezydent Lech Kaczyński.
Niepodpisana umowa na 50 mld euro
W książce Jurgena Rotha, autor przypomina: W momencie swojej śmierci Lech Kaczyński pozostawił cały szereg niepodpisanych nowelizacji ustaw i umów handlowych. Wartość jednej z takich niepodpisanych umów opiewała na ponad 50 mld euro, co w przypadku polskich organów bezpieczeństwa musiało rodzić pytanie, czy polski prezydent musiał umrzeć z powodu rosyjskiego gazu?"
Eksplozja lub eksplozje na pokładzie samolotu
W filmie Antoniego Krauzego ten wątek został pominięty, jednak zarówno autor książki, jak i reżyser filmu, w swoich dziełach są pewni, że katastrofa smoleńska nie była dziełem przypadku. Według obojga na pokładzie samolotu doszło do eksplozji. Wiele poszlak wskazywało na to, że mogło jednak dojść do jednej lub kilku eksplozji. Tu należy przypomnieć raport BND z marca 2014 roku. W dokumencie tym nie tylko utrzymywano, że zlecenie zamachu na TU-154 pochodziło „bezpośrednio” od wysokiego rangą polskiego polityka i było skierowane do generała FSB, Jurija D. „Nie udało się ustalić, kiedy i gdzie do tego doszło.” Następnie wspomniany generał FSB nawiązał kontakt ze stacjonującą w Połtawie grupą operacyjną pod dowództwem Dmytra S. „Dmytro S. oraz cała jego grupa operacyjna, w skład której wchodzi piętnastu etatowych funkcjonariuszy FSB, posługują się oficjalnie na terenie Ukrainy dokumentami SBU [Służby Bezpieczeństwa Ukrainy]. Pozostają tam jako siły wsparcia dla działań SBU. W rzeczywistości jednak wszyscy są funkcjonariuszami 3. Wydziału FSB, Służby Naukowo-Techniczne. Nasuwa się pytanie, dlaczego akurat 3. Wydział FSB miałby być uwikłany w tego rodzaju proceder. D. do 2011 roku służył w Kabulu jako doradca Hamida Karzaja ds. spraw bezpieczeństwa. Wydaje się, że D. mógł zapewnić sobie łatwy dostęp do materiałów wybuchowych. Mimo to, uwzględniając fakt, że w przypadku TU-154 chodzi o rządowy samolot polskiego prezydenta o bardzo wysokich wymogach bezpieczeństwa, - zdaniem autora - umieszczenie w samolocie ładunków TNT wyposażonych w zdalne zapalniki byłoby niemożliwe bez zaangażowania polskich sił.” Tyle na temat wiedzy BND na podstawie wypowiedzi dwóch różnych źródeł; przedstawiciela rządu polskiego oraz rosyjskiego źródła z FSB. Oba źródła informują na temat sprawy Smoleńska niezależnie od siebie, nie znając się wzajemnie – wskazuje niemiecki dziennikarz śledczy w swojej książce.
"Prawdę znają Amerykanie"
Zarówno w filmie, jak i w książce, ich autorzy przypominają o zawałach, wypadkach czy samobójstwach, które spotykały ludzi, posiadających wiedzę na temat tego, co stało się 10 kwietnia 2010 roku, ale również o tym, jak zaniedbano sekcje zwłok ofiar, jak traktowane były rodziny zmarłych i to, że nie pozwolono im otwierać trumien.
Ile w tym prawdy, ile fikcji – pozostawiam Państwa ocenie.
Uważam jednak, że film "Smoleńsk" powinien zobaczyć każdy, ale jestem przekonana, że tak nie będzie – zobaczą go ci, którzy będą chcieli go zobaczyć, bo tych, którzy wierzą w raport komisji MAK i raport komisji Millera, raczej próżno będzie szukać na salach kinowych.
Jeśli ktoś ma więcej czasu, polecam do zgłębienia lektury książki "Tajne akta S.", ale także książkę-wywiad Bogdana Rymanowskiego z Małgorzatą Wassermann "Zamach na prawdę".
– Prawdę znają Amerykanie i pewnie służby innych krajów też. Fakt, że do teraz milczą, może oznaczać, że prawda o Smoleńsku nas przerazi – to przesłanie znane ze zwiastunu filmu, z którym Państwa zostawiam. Do przemyślenia.
Lidia Lemaniak (lml)