Zaproszeni dziś do Studia Telewizji Republika przez red. Tomasza Sakiewicza Jacek Liziniewiecz, Paweł Piekarczyk oraz Marcin Wolski wspominali śp. Jana Szyszko.
Red. Sakiewicz wskazał, że prof. Szyszko był bardzo twardy w swoich poglądach. Stwierdził, że w jakiejś mierze, był człowiekiem zaszczutym.
- Każda aktywność profesora Szyszko mogła być ośmieszona i sprowadzona do absurdu. Kiedy „GW” publikuje na 1 stronie, że prof. szyszko buduje „zieloną policję”, która ma „strzelać do ekologów” – a miałoby to być narzędzia do ścigania osób, które niszczą środowisko -wyśmiano to. Mija niecały rok, profesora nie ma w resorcie, wybucha awantura bo płoną wysypiska śmieci i przechodzi ta sama ustawa od tak. Jest oczekiwana i nikt nie mówi, że jakby ją przyjąć wcześniej to może by te wysypiska nie płonęły – powiedział Jacek Liziniewicz.
- Tak było z każdym działaniem prof. Szyszko. Ekolodzy robili z niego osobę, która tylko oczekuje wycinania lasów - a zwiększał obszary gdzie nie można było wchodzić. To miało dopraowadzić do jednego działania. Wizerunek i nazwisko miało powodować odruch Pawłowa, społeczeństwo miało kojarzyć cały PiS z kimś kto jest anty-przyrodniczy – mówił Liziniewicz.
Marcin Wolski wskazał także na przypadki ratowania przez „ekologów” pojedynczych gatunków, bez szerszego spojrzenia na inne gatunku.
- Takie próby regulowania, źle się kończą, zwłaszcza gdy dochodzi do tego ideologia – wskazał Wolski.
-Człowiek ma czynić sobie ziemie poddaną, nie niszczyć. Muzea historii naturalnej pokazują, że wszystko jest historią naturalną tylko nie biały człowiek. Grecja i Rzym nie jest już historią naturalną, Egipt jeszcze tak. Hejt na Szyszko – bo konsekwentnie obstawiał za bożym widzeniem ekologii i człowieka. Człowiek jako korona stworzenia. Ci, którzy atakowali to, wyrzekli się chrześcijańskiej ideologii – wskazał Piekarczyk.
Jacek Liziniewicz, który często przeprowadzał wywiady z prof. Janem Szyszko wytłumaczył, na czym polegała głośna sprawa z wycinką puszczy, o które niektóre organizacje miały pretensje do profesora.
– Puszcza Białowieska nie jest obszarem, który jest dziewiczy, nietknięty ręką ludzką. 16% wchodzi do Białowieskiego Parku Narodowego. Jest tak od kilkuset lat. Cała reszta powierzchni, czyli gro, były lasami, które człowiek użytkował - sadził, czynił doświadczenia. Wycinano lasy w czasie I i II wojny. Była tam przecież kolejka do wywozu drewna wycinanego rabunkową gospodarką. Lasy państwowe zerwały ten kontrakt by ratować puszczę. Przychodzą lata ‘90, powstają organizacje ekologiczne i mówią, że to wszystko jest dziewicze. Ludzie wiedzą, że tak nie jest. To było clou sporu i co zrobić, gdy jest masowa gradacja kornika – każdy podręcznik mówi by wyciąć zarażone drzewa i wywieźć jak najszybciej. Problem zaczął się w 2012 roku nie zrobiono tego wtedy. Niedawno drzewo suche przewróciło się na druty i zapaliło się, spłonął duży obszar lasu i ekolodzy mówią, że to wina leśników, że nie wycieli suchego drzewa. Lasy Państwowe chciały wycinać drzewa by nie zawalały dróg, nie było niebezpieczeństwa. Teraz wina leśników – mówił Jacek Liziniewicz.