Proniemieckość Donalda Tuska od lat zauważają nie tylko polscy obserwatorzy sceny politycznej i polskie media w naszym kraju. To, że Tusk jest "łatwy w hodowli" skonstatował już w 2013 roku "Der Spiegel", gdy wybierano przewodniczącego Rady Europejskiej. Przypomnijmy, został nim - z poręki Angeli Merkel - właśnie Tusk.
Termin “łatwy w hodowli” był używany w odniesieniu do Donalda Tuska wielokrotnie. Niemieckie media określały go tym przymiotnikiem, sugerując, że byłby bardziej uległy wobec niemieckiej racji stanu niż inni kandydaci do europejskich stanowisk. W grudniu 2013 roku, gdy wybierano przewodniczącego Rady Europejskiej, „Der Spiegel” napisał, że Tusk jest „łatwy w hodowli” dla Angeli Merkel.
O spolegliwości Tuska wobec naszych zachodnich "przyjaciół" przekonujemy się szczególnie intensywnie od 13 grudnia 2023 roku. Faktyczne wygaszenie priorytetowych dla rozwoju Polski inwestycji - np. CPK, terminala w Świnoujściu, regulacji Odry - jest w interesie słabnącej gospodarki niemieckiej, czego nawet sami zainteresowani specjalnie nie kryją. Oczywiste jest też, że Niemcy są zadowoleni z odejścia przez ekipę Tuska od reparacyjnych żądań za dokonane przez nich zbrodnie i zniszczenia wojenne, a także z dopuszczenia do użytku szkolnego w Polsce podręcznika do historii, którego są współautorami.
To tylko niektóre z przykładów wskazujących na "łatwość w hodowli" naszego premiera. Nawet jednak i on musi od czasu do czasu zboczyć z wyznaczonego kierunku, zatrzymać się, czy lekko wierzgnąć - by trzymać się hodowlanej terminologii. Dobry hodowca wie zresztą, że może bez ryzyka pozwolić na krótką niesubordynację i poczekać aż np. rogacizna sama wejdzie do obory, gdzie będzie można ją w spokoju wydoić.
Donald Tusk w poście na serwisie X skomentował ostatnio sugestie byłego szefa niemieckiego wywiadu, co do odpowiedzialności prezydentów Polski i Ukrainy za zamach na Nord Stream. "Do wszystkich inicjatorów i patronów Nord Stream 1 i 2. Jedyne co powinniście dzisiaj zrobić, to przeprosić i siedzieć cicho", napisał szef polskiego rządu. Post Tuska wzbudził entuzjazm wśród co bardziej naiwnych, acz patriotycznych, Polaków.
A Niemcy? A Niemcy zareagowali na ten wpis bardzo spokojnie. "Jeśli to jest podatek od tego, że polski premier jest skądinąd chętny do współpracy, to cieszę się, że mogę go zapłacić", stwierdził cynicznie Thorsten Benner, współzałożyciel i dyrektor berlińskiego Instytutu Polityki Globalnej.
Wpis Bennera skomentował Zygfryd Czaban, analityk zainteresowany od lat polityką naszych zachodnich sąsiadów - zwłaszcza w jej polskim aspekcie.
"Niemcy piszą, że marudzenie Tuska na Nord Stream to niewielki koszt posiadania proniemieckiego premiera Polski. I chętnie ten koszt ponoszą", napisał Czaban, zapoczątkowując tym samym krótką, ale treściwą - choć tylko z jego strony - wymianę zdań z niemieckim ekspertem od Tuska.
"Nie do końca, Herr Czaban. Nie napisałem "proniemieckiego", tylko "współpracującego". Współpraca oznacza obronę polskich interesów w mądry sposób w Europie i wobec Niemiec – poprzedni rząd nie wykorzystał potencjału polskich wpływów, ponieważ był tak sztywny i niechętny do współpracy", odpowiedział Benner, wyraźnie zapominając, co wcześniej napisał.
Czaban ripostował natychmiast: "Polska i Niemcy mają zasadniczo rozbieżne interesy w większości spraw. Tusk reprezentuje Niemców i mocno szkodzi Polsce. Obaj o tym wiemy, ale jeden z nas nie może się do tego przyznać z oczywistych względów. Właśnie z tego powodu myślę, że nie warto kontynuować tej dyskusji".
"Jeśli Twoim podstawowym twierdzeniem jest to, że "Tusk reprezentuje niemieckie interesy", to niestety muszę się zgodzić, że może to nie być warte kontynuowania dyskusji. A szkoda", odpowiedział Niemiec, na co Czaban zamykając dyskusję stwierdził: "Tak. To jest moje podstawowe twierdzenie".
Źródło: X/Zygfryd Czaban