"Nie budujemy IV Rzeszy", zapewnia w wywiadzie-rzece Arndt Freytag von Loringhoven, były ambasador RFN w Polsce. Dyplomata wyraża nadzieję na owocną polsko-niemiecką współpracę po powstaniu rządu Donalda Tuska, która miałaby, w przyszłości, przynieść m. in. "stałą obecność Bundeswehry w Polsce". Czy chodzi mu o taką "obecność", jak w latach 1939-1945, gdy w okupowanej przez rodaków von Loringhovena Polsce był "przejazdem" także jego tatuś, który później został adiutantem samego Hitlera? O tym rozmówca dziennikarza "Rzeczpospolitej" nie mówi, choć pewną wskazówką może być wybrane przez niego i zamieszczone w książce zdjęcie z "domowego archiwum", przedstawiające wojska niemieckie zbliżające się do Warszawy w 1939 roku.
"Bezczelne są te k...", cisną się na usta słowa z "Przygód Dzielnego Wojaka Szwejka". Pan poszuka panie Loringhoven w domowym archiwum. Może znajdzie pan jakieś ciekawsze fotki z pobytu "papy" w naszym kraju - jakaś egzekucja, jakiś spalony dom, płaczące dzieci... Wy, Niemcy tak lubicie fotografować! A może rozejrzy się pan po swoim przytulnym niemieckim domu. Tatuś nie "przywiózł" sobie z Polski jakiejś komody, biżuterii, sreber, albo chociaż porcelany lub futra dla mamusi?
Pan może tego nie dopuszczać do swojej świadomości, ale tak wychwalany przez pana rodzic ("nie był nazistą, był patriotą" - zapewnia pan w książce, nie zadając sobie pytania, czy w III Rzeszy mógł istnieć "nienazistowski patriotyzm") był niemieckim bandytą, który wraz z podobnymi sobie osobnikami napadł 1 września 1939 na Polskę, a następnie pogwałcił wszystkie prawa boskie i ludzkie, w tym także te wojenne - nakazujące ochronę ludności cywilnej.
Pan panie Loringhoven litościwie przyznaje, że "Niemcy dokonali w Polsce zbrodni" i w zamian za to oferuje (na wieczną rzeczy pamiątkę)... wybudowanie w Berlinie pomnika ku ich czci. To wszystko, bo o reparacjach nie chce pan nawet słuchać. Liczy pan, że ekipa Tuska nie wróci do tego tematu, a przegłosowana w Sejmie dotycząca reparacji uchwała jakoś tam "przyschnie". Ma pan najprawdopodobniej rację, jeśli przypomnimy sobie poprzednie dwie kadencje rządów PO. Nie podjęto w nich ani jednego stanowiska, które mogłoby nie spodobać się w Berlinie, czy w zaprzyjaźnionej z pana krajem Moskwie.
Nie chodzi tu zresztą tylko o kwestie reparacji (ten temat w Polsce poruszany był już przed laty i także przegłosowany w Sejmie), ale i bieżące kwestie ekonomiczne i wiążące się z nimi inwestycje. Niemiecka gospodarka, oparta na taniej energii dostarczanej przez Rosję, dostała po 2022 roku potężnej zadyszki. Naszemu zachodniemu "przyjacielowi" coraz trudniej rywalizować z dynamicznie rozwijającą się Polską, która pod rządami obozu patriotycznego, nie słucha "rad", a w zasadzie poleceń z Berlina zmierzających do zahamowania rozwoju gospodarczego. PiS nie podporządkował się dyrektywom Berlina, które za czasów rządów protegowanego Merkel, np. wygasiły faktycznie w Polsce przemysł stoczniowy, co umożliwiło przetrwanie znacznie mniej konkurencyjnych od naszych stoczni niemieckich.
Teraz Niemcy liczą, że Tusk powróci do tej polityki, torpedując m. in. powstanie Centralnego Portu Komunikacyjnego, czy też odstępując od planów regulacji Odry - a raczej jej polskiej części, gdyż w niemieckiej części nasi sąsiedzi będą robić, co im się chce i wara polaczkom od wtrącania się w ich biznes!
Niestety, przekopu przez Mierzeję Wiślaną nie uda się już (ku smutkowi Niemiec i Rosji) zasypać, choć kto wie do czego zdolny jest Tusk, by zadowolić swoich protektorów.
Na razie wciąż niedoszły premier poprzestaje na niewybrednych żartach mających ośmieszyć CPK. Dowcipasy, że "woli wsiąść do taksówki i pojechać na lotnisko w Gdańsku niż jechać pociągiem do Baranowa" (tam ma być CPK) trafiać mogą jedynie do najbardziej prymitywnych wyborców PO. Tylko tacy bowiem mogą uwierzyć w sugestię, że powstanie Centralnego Portu Komunikacyjnego będzie oznaczało likwidację lotniska im. Wałęsy. Będzie pan mógł, panie Tusk nadal wsiąść do taksówki i tam pojechać, choć osobiście widzielibyśmy dla pana inny środek transportu i inne docelowe miejsce pobytu - "stałe miejsce", by odwołać się do pana przyjaciela von Loringhovena.
Tusk i jego krajowi i zagraniczni pomagierzy (tak, i pana panie Loringhoven, mamy na myśli) widzą w CPK i innych inwestycjach rządu Prawa i Sprawiedliwości przykład polskiej megalomanii. Tusk za nic ma tu np. fachową opinię gen. Bena Hodgesa o kluczowej roli Centralnego Portu Komunikacyjnego dla zapewnienia bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO.
Inwestycje takie jak CPK są potrzebne do szybkiego reagowania na wschodniej flance NATO, ze względu np. na możliwości logistyczne i odpowiednią przepustowość - ocenił dla PAP były dowódca amerykańskich wojsk lądowych w Europie gen. Ben Hodges. „Agresja Rosji na Ukrainę pokazuje w sposób dobitny, że potrzebne są inwestycje, które poprawią jakość infrastruktury szybkiego reagowania na wschodniej flance NATO” - przekazał Hodges.
Jak wyjaśnił, celem jest umożliwienie, jeśli zajdzie taka potrzeba, sprawnego przerzutu na dużą skalę wojsk i sprzętu, co stanowiłoby ważny element w ramach działań odstraszania. „Infrastruktura ta jest właśnie tym, czego potrzebuje NATO na swojej wschodniej flance” - ocenił.
Były dowódca amerykańskich wojsk lądowych w Europie podkreśla, że budowa multimodalnego węzła transportowego w Polsce „jest ważna dla możliwości transportu, rozładunku i rozmieszczania sił wojskowych z wykorzystaniem różnych środków transportu: lotniczego, kolejowego i drogowego oraz ich wszechstronnego wsparcia logistycznego”.
„Dla infrastruktury CPK istotne są m.in. zdolności zwiększonej mobilności wojskowej, magazynowania paliwa i przeładunku sprzętu między środkami transportu. Oczywiście, niezbędna jest tutaj zaawansowana i przemyślana ochrona infrastruktury, w tym cybernetyczna, przed działaniami wroga mającymi na celu zakłócenie transportu” - wymienił.
W ocenie Hodgesa projekt CPK może zapewnić możliwości logistyczne oraz odpowiednią przepustowość, „których nie daje dziś żaden inny węzeł w Polsce, ani gdziekolwiek indziej w Europie Środkowo-Wschodniej”.
Tyle amerykański wojskowy. Dla Tuska ta opinia się nie liczy - on woli słuchać Niemców. Dlaczego? Bo - jak mówi dawna wyliczanka - "kocha, lubi, szanuje"? Czy może coś innego jest na rzeczy. Niczego nie przesądzając, przypomnijmy na koniec, że cytowany przez nas wyżej von Loringhoven, był swego czasu wiceszefem BND (Bundesnachrichtendienst) - największej niemieckiej agencji wywiadowczej, powstałej jeszcze w 1956 roku, a wywodzącej się z Organizacji Gehlena, której trzon stanowili funkcjonariusze byłej Służby Bezpieczeństwa SS (Sicherheitsdienst), Tajnej Policji Państwowej (Gestapo) oraz wywiadu wojskowego (Abwehry). W swojej służbie von Loringhoven widział z pewnością wiele ciekawych dokumentów i teczek.
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
[AKTUALIZACJA] Wszedł na pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej z przedmiotem, który przypomina broń [WIDEO]
Amerykańskie media demaskują Tuska: oskarżył Trumpa, że jest rosyjskim agentem! Polsce grozi izolacja na scenie międzynarodowej!
Najnowsze
[AKTUALIZACJA] Wszedł na pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej z przedmiotem, który przypomina broń [WIDEO]
Amerykańskie media demaskują Tuska: oskarżył Trumpa, że jest rosyjskim agentem! Polsce grozi izolacja na scenie międzynarodowej!
Co, jeśli Trump stwierdzi, że na scenie politycznej jest tylko miejsce dla jednego Donalda?
Ambasador Brzezinski żegna się z Polską. Dyplomata dziękuje... TVN, a internauci są wdzięczni, że wyjeżdża