– Nie ma to potencjału politycznego, natomiast jest potencjał kasowy. Są bardzo możne środowiska na zachodzie Europy oraz na wschodnim brzegu Stanów Zjednoczonych, które są w stanie płacić za takie farmazoniarstwo - skomentował ostatnie działania środowiska LGBT publicysta Witold Gadowski, w rozmowie z Emilią Pobłocką na antenie Telewizji Republika.
Witold Gadowski na początku programu skomentował wydarzenia w Białymstoku - Prowokacja białostocka, tak to sobie nazwałem. Z wielką lubością wsłuchuję się w głos oburzenia - powiedział.
– Skoro nie ma się programu, skoro nie ma się jak rozmawiać z ludźmi, bo ludzie machają ręką i idą sobie słuchając te argumenty homo-polityczne to należy rozhuśtać nastroje. To jest pierwsza zasada rewolucji politycznej - mówił publicysta.
– Wiedzą, że na zasadzie kartki wyborczej, nawet jeżeli to oni będą liczyć głosy, o czym mówił kiedyś towarzysz Stalin, nie są w stanie przejąc władzy, bo na homo-polityków nikt nie chce głosować, poza jakąś grupą farmazonów - ocenił gość Telewizji Republika.
– Nie ma to potencjału politycznego, ale jest potencjał kasowy. Są bardzo możne środowiska na zachodzie Europy oraz na wschodnim brzegu Stanów Zjednoczonych, które są w stanie płacić za takie farmazoniarstwo - dodał.
W tym momencie jako przykład podał prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który mocno angażuje się w walkę o "prawa" środowiska LGBT – Pan Trzaskowski z tyłu ma pana Rabieja, co jak wiemy może być przyczyną wielu natchnień, z przodu ma Grzegorza Schetyna ze stalowym uśmiechem rekina - zauważył Witold Gadowski.
– Chyba woli po prostu spełniać oczekiwania bardzo zamożnych środowisk, niż wsłuchiwać się w głos wyborców, bo na razie przynajmniej na trzy lata ma ten głos w głębokim poważaniu, czyli tam gdzie skupiają się zainteresowania pana Biedronia i pana Rabieja - zaznaczył gość Emilii Pobłockiej.
Witold Gadowski odniósł się także do sławnej na całą Polskę warszawskiej "strefy chilloutu", czyli konstrukcji zrobionej z euro palet, znajdującej się na Placu Bankowej, które konstrukcja kosztowała niemal milion złotych – Nagrywałem ostatnio piosenkę w niedalekim studiu, napisałem słowa i po prostu byłem na nagraniu i przechodziłem przez owo sławetne miejsce chilloutu i odpoczynku. Myślę że to jest taki nowatorski pomysł, bo jeżeli będziemy tam przebywać dłużej, rozłożymy się na tych paletach, to tak nainhalujemy się tymi ciężkimi metalami pochodzącymi z ulicznego ruchu samochodowego, że rzeczywiście nam będzie wszystko jedno - stwierdził. – Dla tych co lubią wciągać, a jak wiadomo pan Trzaskowski wciągać lubi, wciągać nosem - dodał publicysta.