Gdy w czasie II wojny światowej zapytano premiera Zjednoczonego Królestwa Winstona Churchilla, o powód dla którego nie godzi się na obniżenie, w tak dramatycznym przecież czasie, wydatków na kulturę i oświatę, zdziwiony polityk odpowiedział adwersarzom: "jeśli to zrobimy, to po co w ogóle prowadzimy tę wojnę?!". Przywódca znajdującego się w krytycznym momencie dziejowym Imperium, którego jedynym sojusznikiem był wówczas emigracyjny rząd II Rzeczypospolitej i podległe mu wojsko, rozumiał dobrze, że toczące się zmagania dotyczą - w warstwie podstawowej - właśnie kultury, historii, cywilizacji, które ostatecznie sprowadzają się do pamięci (zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej) budującej z kolei tożsamość narodową. To co rozumiał Churchill, rozumie także bardzo dobrze rządząca naszym krajem koalicja 13 grudnia. Różnica między angielskim premierem i Tuskiem jest tu "tylko" jedna - ten pierwszy będąc patriotą walczył o zachowanie wartości tworzących Zjednoczone Królestwo, ten drugi zaś...
Proces, który od dwóch miesięcy trwa w Polsce jest nieporównywalny z żadnym (może poza rozbiorami) okresem w dziejach naszego narodu i państwa. Jakby "pięknie" nie ubierali akolici Tuska swoich i swego pryncypała działań we frazy o "demokracji" i "przywracaniu praworządności", sprowadzają się one ostatecznie do ekonomicznej, politycznej i kulturowej degradacji naszego kraju. Rezygnacji, bądź faktycznej rezygnacji, z kluczowych (także dla naszego bezpieczeństwa militarnego) inwestycji - jak np. Centralny Port Komunikacyjny, regulacja Odry, budowa fabryki firmy Intel (gdy inwestycja tej firmy trwa w najlepsze w Niemczech), budowa terminala kontenerowego w Świnoujściu, programu sto obwodnic, programu kolej plus... towarzyszy szereg skandalicznych poczynań w sferze kultury, oświaty i historii. Wymieńmy tu tylko niektóre z nich: ograniczenie podstawy programowej, likwidacja prac domowych, ocenzurowanie listy lektur (m. in. usunięto z nich "Pana Tadeusza"!), ograniczenie i faktyczne ocenzurowanie historii, z której mamy już nic nie dowiedzieć się np. o Bitwie pod Grunwaldem, Żołnierzach Wyklętych (w tym o Ince), Rzezi Wołyńskiej, roli Kościoła w dziejach Polski, budowie Gdyni... (przykłady można mnożyć). W kulturze, po bezprawnym zamachu na media publicznej, czemu towarzyszyło nie tylko wprowadzenie nominatów ppłk. Sienkiewicza i wyrzucenie niewygodnych dziennikarzy, ale także usunięcie z archiwów wszystkich nie mieszczących się w wizji koalicji 13 grudnia treści, nawet tych traktujących o bardzo dawnych i wydawałoby się "neutralnych" wydarzeniach, oraz ostrym ostrzale istniejących wciąż mediów niezależnych (w tym zwłaszcza naszej stacji) przystąpiono do pacyfikacji nawet... muzeów i galerii sztuk. Wymieńmy tu tylko dwa przykłady: bezprawne (ale któż by się tym przejmował?!) odwołanie dyrektorów muzeum II Wojny Światowej i Galerii Zachęta.
Wbrew pozorom, wszystkie te działania, choć dotyczą różnych dziedzin życia społecznego wydają się ściśle ze sobą skoordynowane i mają ostatecznie pozbawić Polaków świadomości cywilizacyjnej i uczynić z nich (w perspektywie kilku pokoleń, a może i szybciej) polskojęzycznych mieszkańców terytorium między Odrą i Bugiem, którego "historia" zaczęła się 13 grudnia 2023 roku. Pozbawieni pamięci historycznej i kulturowej, a także liczącego się przemysłu mogącego być konkurencja dla "naszych przyjaciół" zza Odry, tubylcy będą stanowili idealną tanią siłę roboczą dla zjednoczonej pod niemieckim przywództwem Europy. Będą umieli niewiele więcej niż w edukacji przewidywał dla nas Himmler - sprawnego liczenia do 500 i znajomości znaków drogowych, by nie wpadali pod auta narodów o "wyższej", jak to mówi Bodnar, "kulturze prawnej". Że to ostatnie jest kłamstwem, że byli w naszej historii tacy jak np. Włodkowic? A kto się o nim dowie w "polskiej szkole"?!
Nie bez powodu proces zmian cywilizacyjnych ekipa 13 grudnia rozpoczęła od zapowiedzi (złożonej jeszcze przed wyborami) likwidacji przedmiotu "Historia i Teraźniejszość" i wyrugowania ze szkół podręcznika prof. Wojciecha Roszkowskiego. Ekipie Tuska-Sienkiewicza-Bodnara- Nowackiej nie są potrzebni młodzi ludzie umiejący patrzeć krytycznie na teraźniejszość i porównywać ją z przeszłością.
"Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość", ten cytat z "Roku 1984" George Orwella wydaje się być przesłaniem koalicji 13 grudnia.
W dziejach naszego państwa i narodu, poza okresem Targowicy, nigdy jeszcze Polacy Polakom nie przedstawili Polakom takiego programu. Takie działania prowadzili dotąd tylko okupanci - niemieccy w latach 1939-1945 i sowieccy w latach 1939-1941. Preludium do tych ostatnich były tzw. "Marchlewszczyzna" i "Dzierżyńszczyzna", "polskie okręgi autonomiczne" na sowieckiej Białorusi i Ukrainie w latach 30. XX wieku, gdzie planowano stworzenie nowych "komunistycznych Polaków", których z ich rodakami z II Rzeczypospolitej łączyć miał już tylko język, którego modyfikację - poprzez np. uproszczoną pisownię - jednak także przewidywano.
Jaki może być finał rozpoczętych tak przecież niedawno działań? Na to pytanie odpowiada nam Stanisław Szczęsny Potocki, jeden z przywódców Targowicy, który przez długi czas uważał się za polskiego patriotę, by na koniec - już po III rozbiorze - stwierdzić w liście do podobnej mu kanalii Seweryna Rzewuskiego: "Nie mówię o przeszłej Polszcze i Polakach. Znikło już i to państwo i to imię, jak znikło tyle innych w dziejach świata. Każdy z przeszłych Polaków ojczyznę sobie obrać powinien. Ja już jestem Rosjaninem na zawsze".
Szczęsny Potocki liczył się w XVIII-wiecznej Europie. W 1797 został odznaczony najwyższą rosyjską rangą generalską: general-en-chef.
Najnowsze
Republika zdominowała konkurencję w Święto Niepodległości - rekordowa oglądalność i wyświetlenia w Internecie