MOCNE! Prof. Wojciech Roszkowski rozlicza opozycję: „Używa knajackiego języka, oczywistych kłamstw, szydzi z osobistych tragedii czy też głęboko rani uczucia religijne.”
Prof. Roszkowski w kolejnym ważnym dziele pt. „Kierunek targowica. Polska 2005-2015” (wyd. Biały Kruk) opisuje kluczową dekadę polskiej historii zaczynając od nadziei związanej z upadkiem postkomunizmu w 2005 r., po zawód po powrocie starego układu do władzy w latach 2007-2015. Roszkowski zastanawia się też nad przyczyną podziałów w polskim społeczeństwie i dochodzi do fascynujących wniosków. Oto fragment książki „Kierunek targowica”:
Cechą systemu politycznego III RP był brak odpowiedzialności ze strony decydentów i ich kosmopolityzm. Szarego obywatela można było ścigać za głupstwa, a wielcy aferzyści czy szkodnicy uchodzili bez szwanku. Skandal z fałszerstwami podczas wyborów samorządowych 2014 r. godził w podstawy ustrojowe, a pozostał bez winnych.
Wielkim problemem stawał się dwuznaczny stosunek sporej części Polaków do polskości. O ile jedni hołdowali dość bezkrytycznie historii „ubrązowionej”, inni wręcz szydzili z tradycji narodowej, widząc w niej, jak Kazimierz Kutz, „trumniany patriotyzm”, jak Olga Lipińska – „idiotyczne mity” lub jak Janusz Kijowski – klęskę cywilizacji w starciu z azjatycką dziczą pod Grunwaldem. Daniel Olbrychski porównał Lecha Kaczyńskiego do Dzierżyńskiego, a dziennikarzy popierających PiS nazywał „kołtunami”. Antypatriotyzm był popularny w niektórych produkcjach kultury masowej. Na przykład rysownik Marek Raczkowski wtykał polskie flagi w psie kupy. Nie bez znaczenia dla takiego stosunku części elit do własnego państwa był fakt, że wielu ich przedstawicieli było związanych osobiście lub przez korzenie rodzinne z dawnymi prominentami PRL.
Niepokojącym zjawiskiem była brutalizacja języka polityki. Choć język zwolenników PiS bywał dosadny, trudno mówić o symetrii „pogardy salcesonowej” i „pogardy kawiorowej”, jak określił je o. Maciej Zięba. „Antypisowska emocja jest wartością, nie powinna wygasnąć, trzeba ją utrwalić”, pisał Waldemar Kuczyński. Minister Sikorski mówił o politykach PiS: „synteza nieuctwa z paranoją”. Sławomir Nowak określał sympatyków PiS mianem „tępych cepów”. Leszek Miller nazwał prof. Chazana „religijnym psychopatą”. Kutz przegrał proces sądowy za oskarżenie Kaczyńskiego i Ziobry o „zamordowanie” Blidy. Schetyna nazywał PiS „szarańczą”. W rozmowach prywatnych czołowi politycy PO używali języka wręcz knajackiego. Bardzo często też krytycy „mowy nienawiści” popisywali się w swoich wypowiedziach jeszcze większą nienawiścią. To, co krytykowano u adwersarzy, bagatelizowano u „swoich”. Językoznawca Michał Głowiński nazwał na przykład „pisomową” wszystkie opinie formułowane przez przeciwników koalicji PO-PSL.
Wspomniane zjawiska zaostrzyły się w okresie rządów koalicji PO-PSL tym bardziej, że koalicja ta dysponowała niemal monopolem medialnym, a także obsadziła swoimi ludźmi cały sektor mediów publicznych. Stan państwa budził wiele obaw, a rządzący przykrywali swe ogromne problemy agresją skierowaną przeciw PiS i jego zwolennikom. Praktyki te przenosiły się do stosunków międzyludzkich. Publicznie mówiono o tolerancji, ale stosowano ją do swoich, głównie zwolenników rządu oraz do osób o poglądach dziwacznych, sprzecznych lub ich w ogóle pozbawionych, a nie do obrońców zasad i wartości.
W debatach tego rodzaju stosowano także podwójne standardy moralne: „swoim” wybaczano to, co piętnowano u „nieswoich”. Dyskusje nie prowadziły więc do ustalenia, co i jak należy zrobić, lecz kto ma rację oraz kto jest „swój”, a kto nie. Adwersarza pokonywano więc nie argumentem merytorycznym, lecz poprzez zdemaskowanie i wykluczenie z grona ludzi w ogóle godnych wysłuchania.
(…)
Omawiane podziały są umacniane przez zamykanie się Polaków w obrębie zasobu informacji pochodzących od „swoich”, informacji na ogół uproszczonej i zdeformowanej przez polityczne manipulacje. Polakom coraz trudniej się dziś porozumieć, gdyż święcie wierzą „swoim”, a nie ufają „im”, ba – nie chcą nawet przez chwilę wysłuchać „ich” informacji, z góry zakładając, że pochodzą one ze skażonych źródeł. Ta część polskiej inteligencji zatraciła niestety zdolność odróżniania informacji prawdziwych od fałszywych i ważnych od nieważnych.
Wreszcie ważnym składnikiem polskiej świadomości jest wygoda i potrzeba dobrego samopoczucia, które najłatwiej sobie poprawić kosztem innych. Dla jednych więc oponenci polityczni są nic nie rozumiejącym motłochem, dla drugich zaś – nic nie wartą „elytą”, która mądrzy się, nie znając prawdziwego życia. Nakłada się na to skrajny subiektywizm ocen. Wystarczy złe doświadczenie z „ich” przełożonym w pracy, by przekląć „ich” rządy, niezależnie od tego, czy są one dobre czy złe dla całego kraju. Wystarczy „swój”, który „daje pożyć”, by tępić „ich”, którzy czegoś wymagają. Zamiast skromności, uczciwości i pracowitości premiowane są pycha, chciwość i lenistwo.
Wszystkie te różnice postaw, sformułowane w wyrafinowany sposób, nie wyjaśniają jednak do końca zaniku podstawowych norm kultury, który nastąpił w ostatnich latach w wydaniu niektórych polityków i innych celebrytów. Używają oni knajackiego języka, oczywistych kłamstw, szydzą z osobistych tragedii czy też głęboko ranią uczucia religijne, na przykład naśmiewając się z krzyża. To, że zjawiska takie występowały i występują na społecznym marginesie, tym bardziej zastanawia, dlaczego politycy czy publicyści zniżają się do takiego poziomu.
(…)
Problem leży w proporcjach między dobrem a złem. Do zachwiania tych proporcji na rzecz zła, co zawsze ma katastrofalne i długofalowe skutki, mogą bardzo przyczynić się poczynania polityków. Formacja, która lekceważy prawdziwe wartości, gardzi sumieniem, przymyka oko na grabież dobra wspólnego, promuje amoralność, odrzuca wielowiekową tradycję, taka formacja zawsze doprowadzi naród do przepaści, do tragedii. To nie jest teoretyczne rozważanie, bowiem na to jest dość dowodów, dość przykładów z dalszej i nowszej historii, także naszego kraju. Na dodatek żyjemy w takich czasach, że promocja zła może odbywać się z wielką mocą, jeśli zastosowane zostaną współczesne środki medialne – to jest właśnie przypadek Polski; te środki są tu stosowane nagminnie. W 2015 r. jesienią obóz patriotyczny powiedział „stop” dalszej deprawacji i grabieży Rzeczypospolitej. I wygrał wybory. Ale do dziś niestety nie umiano powiedzieć „stop” mediom szerzącym zło i usiłującym za wszelką cenę podsycać różnice między nami. Dlatego trzeba przestrzec: zło nie śpi!
(…)
Przyszłość Polski będzie zależała od tego, czy w zmaganiach politycznych nie zginie zdrowy rozsądek, szacunek dla prawdy i uznanie prostego faktu, że sprawnie działające instytucje wspólnoty są gwarantem jej przetrwania. Na tym tle dokonania rządów PO-PSL wypadają bardzo niekorzystnie. Określenie „państwo teoretyczne”, użyte notabene przez ministra w tym rządzie, dobrze pasuje do problemów, które występowały i wcześniej, ale które koalicja rządząca w latach 2007–2015 tylko pogłębiła. Polska była bowiem w tym okresie państwem zarządzanym przez ludzi, których cynizm najlepiej pokazały taśmy nagrane w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, państwem silnym wobec słabych, a słabym wobec silnych, przeżartym korupcją i nie radzącym sobie na arenie międzynarodowej.
Prof. Wojciech Roszkowski
Jest to fragment książki „Kierunek targowica. Polska 2005-2015”. Więcej informacji na https://bialykruk.pl/ksiegarnia/ksiazki/kierunek-targowica-polska-2005-2015
Najnowsze
Kolędowanie na Podhalu: tradycja, stroje i góralska magia świąt! | Republika wstajemy!
Donald Trump w Warszawie. Wiemy, kiedy planowana jest wizyta
Atak dronów na ważny rosyjski obiekt. To musiało zaboleć!
Polska zalewana nielegalnymi migrantami. Czarnek w Republice: Tusk za to odpowiada
SPRAWDŹ TO!