Król: Nie wiadomo, co właściwie Kopacz nam wywalczyła. Radziejewski: Pieją o sukcesie, którego nie ma
Premier Ewa Kopacz, wbrew temu co mówi i wbrew głównemu nurtowi, nie odniosła na szczycie energetyczno-klimatycznym UE żadnego zwycięstwa - mówili zgodnie w Telewizji Republika publicyści Marek Król z „Super Expressu” i Bartłomiej Radziejewski z „Nowej Konfederacji”.
Przywódcy państw i rządów UE uzgodnili w nocy z czwartku na piątek na szczycie w Brukseli, że Unia ograniczy emisję CO2 o co najmniej 40 proc. do 2030 r. - względem 1990 r. Ostateczne porozumienie przewiduje, że udział energii ze źródeł odnawialnych w całkowitym zużyciu energii elektrycznej w UE wyniesie co najmniej 27 proc. w 2030 r. Cel ten będzie wiążący na poziomie całej Unii, ale nie dla poszczególnych państw członkowskich.
- Kopacz mówi, że sukces jest, to jest - żartował Król. - Ale mówiąc poważnie, obowiązuje 40 proc., co zaszkodzi polskiej gospodarce, a wymóg podniesienia do 27 proc. poziomu energii pozyskiwanej ze źródeł odnawialnych jest w Polsce niemożliwy do spełnienia - stwierdził publicysta „Super Expressu”.
- Wiadomo było od dawna, że cele poszczególnych państw są rozbieżne, a nawet oficjalna agenda unijna przygotowana na długo przed szczytem mówiła, że kierunek polityki energetycznej UE będzie niekorzystny dla Polski. Również eksperci mówili o widmie katastrofy gospodarczej. Skoro premier Ewa Kopacz zapowiadała weto takiej polityki, a ustalono w Brukseli to, co od dawna było zaplanowane, to gdzie tu jest tak opiewany sukces? - pytał Radziejewski.
Pytany o to, po co Europa pcha się w taką politykę, Król odpowiedział: „w imię opętańczej ideologii”. - Ponadto na taką sytuację pracują lobbyści Gazpromu i agenci rosyjscy, których w Brukseli jest od diabła - dodał.
Radziejewski stwierdził jednak, że sam nacisk prorosyjskich lobbystów to za mało, by wpędzić UE w niekorzystną politykę energetyczną. - Politykę tę wspiera przede wszystkim unijny przemysł. Po co? By móc przenieść produkcję do państw z tanią siłą roboczą - wyjaśnił. - Gdyby była to inicjatywa nie unijna, a pojedynczego państwa, np. Niemiec, to kanclerz Angela Merkel nigdy nie zgodziłaby się na przeniesienie niemieckiej produkcji np. do Chin i na podniesienie poziomu bezrobocia - doprecyzował.
- Gdy UE chciała zmusić niemieckie koncerny samochodowe do zmniejszenia mocy produkowanych silników, z uwagi na emisję CO2, Merkel na to się nie zgodziła - wtórował Radziejewskiemu Król.
- To wszystko jest jednym wielkim absurdem. Przemysł korzysta z zasłony ideologicznej pożytecznych idiotów i ekologów, co i tak nie zatrzyma globalnego ocieplenia, co do którego i tak nie mamy pewności, że stanowi tak duże niebezpieczeństwo - skwitował sprawę redaktor „Nowej Konfederacji”.