„Postęp, to nie jest kategoria moralna Wasyl. Jest taki postęp, co ku
lepszemu prowadzi i taki, co na zatracenie wiedzie”.
Zacząłem polecać arcydzieła, związane z dawnymi Kresami. Teraz czas na współczesne arcydzieło kresowe o naszych wewnętrznych Kresach.
Komedia „U Pana Boga za Piecem”, Jacka Bromskiego i jej dwa sequele -„U Pana Boga w Ogródku” i „U Pana Boga za Miedzą” to wspaniała filmowa trylogia, pokazująca klimat naszych współczesnych Kresów Wewnętrznych. Główny bohater, ksiądz proboszcz z Królowego Mostu, robi wszystko, by uchronić tradycyjne wartości przed zagrożeniami ze
wschodu i zachodu w dobie globalizacji. Charyzmatyczny ksiądz jest absolutnym autorytetem dla lokalnej społeczności, a bez jego zgody nie może być podjęta żadna ważna decyzja. On też „namaszcza” burmistrza, jak i komendanta policji.
Ponieważ w centrum wydarzeń jest ksiądz proboszcz i jego parafianie, prawosławni mieszkańcy pokazani są raczej w tle. Generalnie jest tam ekumeniczna wspólnota i wzajemny szacunek, choć czasami słychać
drobne docinki, które jednak atmosfery nie mącą. Większość aktorów (w filmie grają głównie aktorzy Białostockiego Teatru
Lalek) mówi ze śpiewnym wschodnim akcentem. W zasadzie nie mówią gwarą, ale często używają typowych dla Podlasia zwrotów typu
„bułka chleba” itp. Pojawia się szeptucha, szepcząca modlitwy i zaklęcia. W ogóle film jest mocno przesiąknięty kresowymi klimatami.
Film jest w zasadzie komedią, można powiedzieć, obyczajową, a każda część tej filmowej trylogii ma też swój wątek sensacyjny. Nie ma więc nudy ani dłużyzn. Jeśli kto z miłośników naszych wewnętrznych Kresów nie obejrzał jeszcze tej filmowej trylogii, to powinien to jak najszybciej nadrobić.