– Boję się, kiedy Juncker coś mówi, bo zazwyczaj chodzi o to, wpływać jeszcze bardziej na państwa członkowskie, nie dając nic w zamian tylko tworząc nowe etaty urzędnicze – stwierdził w "Prosto w oczy" Paweł Kowal. W ten sposób polityk Polski Razem odniósł się do propozycji przewodniczącego Komisji Europejskiej utworzenia wspólnej armii europejskiej.
Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zaapelował w niedzielę na łamach "Welt am Sonntag" do krajów UE o utworzenie wspólnej armii europejskiej. Siły zbrojne UE mogłyby jego zdaniem bardziej wiarygodnie zapewnić Europie bezpieczeństwo.
– Mamy już wspólną europejską dyplomację, która nie działa – stwierdził Paweł Kowal. Polityk tłumaczył, że długo nie będzie żołnierzy, którzy służą w armii europejskiej. – Nawet w NATO to tak nie działa. W tzw. szpicy będzie przecież kilka osób i wojska gotowe do mobilizacji – przkonywał.
– Boję się, kiedy Juncker coś mówi, bo zazwyczaj chodzi o to, żeby wpływać jeszcze bardziej na państwa członkowskie, nie dając nic w zamian tylko tworząc nowe etaty urzędnicze – ocenił.
Jak dodał, na pewno nie chodzi mu o to, żeby werbować wojsko do wspólnej armii.
Polityk Polski Razem stwierdził, że każdy kryzys na kontynencie jest wykorzystywany do tego, żeby ufundować etaty urzędnicze i wykazać różnicę pomiędzy UE a USA. – Dlatego ja do tego pomysłu jestem bardzo sceptyczny.
Zdaniem Kowala, sensem tego rodzaju koncepcji jest podważenie rangi Paktu Północnoatlantyckiego, podczas gdy Polsce powinno zależeć na jego wzmocnieniu i pogłębieniu stosunków ze Stanami Zjednoczonymi.
CZYTAJ TAKŻE:
Szef Komisji Europejskiej apeluje o utworzenie europejskiej armii