Kilka dni temu w przestrzeni medialnej szerokim echem odbił się raport stowarzyszenia C40 Cities. Tak, tak - mowa o raporcie, w którym przedstawiono - mówiąc wprost - limity, jeśli chodzi o jedzenie mięsa, liczbę samochodów w grupie 1000 osób czy liczbę nowych ubrań w perspektywie roku. Choć na pierwszy rzut oka, czytając treść raportu, patrząc na postawione "założenia", na twarz ciśnie się uśmiech wywołany niedowierzaniem, to europejscy biurokraci faktycznie popierają takie "realia". Co najgorsze, są wśród nich Polacy. Czy naprawdę czeka nas takie życie...?
Na początku należy zaznaczyć, że raport lewicowej organizacji został opublikowany 3,5 roku temu - a dokładniej - w czerwcu 2019 r. Dlaczego zatem dopiero teraz zrobił się wokół niego medialny szum? Bo teraz wyszedł on na jaw... Warto wspomnieć tu, iż pośród 100 miast, których takowe obostrzenia miałyby dotyczyć, znajduje się nasza stolica - Warszawa. A teraz to, co niepokoi Polaków najbardziej... "Cele" C40 mają poklask u włodarza miasta stołecznego, Rafała Trzaskowskiego.
Zobacz też: Zwężanie ulic to nie przypadek. To szeroki plan Platformy Obywatelskiej
Na coś w ogóle nam pozwolą...?
A i owszem. W myśl raportu, nikt nie odbierze nam prawa do egzystencji, a to już - jak widać - wyczyn. Zostaniemy jedynie ograniczeni. Jak mocno? Już pokazujemy... A w zasadzie nie my, tylko Sylwia Spurek, europosłanka (Zieloni), która jest jedna z prowodyrek tejże inicjatywy - odbierania ludziom prawa do normalnego życia.
Warto jednak zaznaczyć, iż wszystkie te katorżnicze rozwiązania podzielono na kategorie. Są to: żywność, budownictwo i infrastruktura miejska, prywatne samochody, garderoba, sprzęt elektroniczny oraz ruch lotniczy.
Ciekawe, że taki strach wywołała ta grafika. Populiści przypuścili histeryczny atak, a opozycja nie ma odwagi przyznać, że bez tych działań nie zatrzymamy katastrofy klimatycznej. Jednym z koniecznych warunków jest 100% weganizacja i odesłanie sektora hodowlanego do historii pic.twitter.com/pKVoiPJurV
— Sylwia Spurek (@SylwiaSpurek) February 15, 2023
Cały raport budzi wiele nieprzyjemnych emocji, jednak odniesienie do żywności to prawdziwy odlot. Dla przykładu - każdy z mieszkańców miast wyszczególnionych w raporcie, miałby ograniczyć spożycie mięsa do 16 kg rocznie. To w opinii autorów absolutne minimum, bo w ambitnym wariancie, mięsa mielibyśmy... nie spożywać w ogóle.
Z nabiałem sprawa wygląda niemal identycznie. Wariant mniej ambitny zezwala na spożycie 90 kg rocznie na osobę, zaś wariant ambitny: 0 kg na osobę. Co ciekawe, a zarazem najbardziej zadziwiające - w obu tych wariantach za pożądany uważa się dzienny ładunek 2500 kcal... Jak? No cóż...
Kolejna kontrowersyjna sprawa to samochody osobowe. Będą mogli nabywać je wszyscy? Ależ skąd! Mało ambitny wariant zakłada redukcję aut do 190 na tysiąc mieszkańców. Cel ambitny - całe zero! Tu należy zaznaczyć, że obecnie w Polsce na tysiąc mieszkańców przypada ponad 600 aut. A teraz coś, co uderzy w miłośników nowinek elektronicznych. Z tym zamiłowaniem trzeba by było się pożegnać. Dlaczego? Bo zakup nowego smartfona czy laptopa mógłby się odbyć dopiero siedem lat od poprzedniego zakupu...