Gontarczyk: W czasie prezydentury Wałęsy organy państwa dokonywały operacji przestępczych
– Trzeba podsumować, że w czasie prezydentury Lecha Wałęsy działy się rzeczy, o którym się filozofom nie śniło. Organy państwa dokonywały operacji przestępczych, czym była próba likwidacji wszystkich dokumentów dot. TW "Bolka". Naginanie prawa, łamanie prawa było rzeczą nagminną, to wygląda, jak państwa pół-afrykańskie, co obarcza Lecha Wałęsę – powiedział w "Politycznej Kawie" dr Piotr Gontarczyk z IPN.
Gośćmi Tomasza Sakiewicza w "Politycznej Kawie" byli Tomasz Rzymkowski z Kukiz’15, Łukasz Schreiber z PiS oraz dr Piotr Gontarczyk, którzy rozmawiali m.in. o konflikcie rosyjsko-ukraińskim, gdańskiej tragedii z 1995 roku oraz procesie Tomasza Arabskiego.
"Bezpieka w Rosji trzyma się mocno"
Według Rzymkowskiego tradycją rosyjską jest rozpoczynanie wojny podczas olimpiad, co jest niespotykane w naszym kręgu kulturowym. Jego zdaniem ostatnie działania rosyjskie mają pokazać Ukraińcom, że jakakolwiek próba agresji spotka się z dużym uderzeniem. – Nie spodziewałbym się realnego konfliktu, to tylko demonstracja siły. Moim zdaniem w ciągu 2-3 lat nastąpi trzeci Majdan i Ukraina będzie zdestabilizowana wewnętrznie. Bezpieka w Rosji trzyma się mocno i na pewno nie pozwoli na kolorowe rewolucje – stwierdził.
Zdaniem posła Kukiz’15 Rosja nie ma obecnie żadnego powodu, aby zaatakować Ukrainę, jak również, że jest zbyt słaba, aby opanować to terytorium i społeczeństwo, które wytworzyło sobie świadomość narodową. – To będzie trudny przeciwnik dla okupanta – dodał.
"Rosja i Kreml złapały wiatr w żagle"
Z kolei według Schreibera Rosja nie jest państwem demokratycznym, więc może sobie pozwolić na długotrwałe manewry wojskowe dla korzyści wewnętrznych. W jego ocenie Ukraina nie jest wewnętrznie silna, zaś niektórzy deputowani myślą tylko, jak pogorszyć relacje z Polską. – Mamy do czynienia z albo z głupotą, albo z czymś jeszcze gorszym – odniósł się do ukraińskiego projektu uchwały, który potępiał rzekome ludobójstwo Ukraińców dokonane przez Polaków.
Z kolei dr Gontarczyk przypomniał, że Rosja i przywódcy na Kremlu nigdy nie uznawali niepodległej Ukrainy, ponieważ uważali ją za część, która w wyniku smuty na chwilę się oderwała od Rosji. – Nikt poważnie nie traktuje aspiracji niepodległościowych i jest kwestią czasu, jak się o nią upomną. Europa jest bardzo słaba, nie wykluczam, że Rosja i Kreml złapały wiatr w żagle – stwierdził.
Wybuch gazu z 1995 roku? "Wydaje mi się, że tej sprawy nie uda się wyjaśnić,"
Goście rozmawiali również na temat gdańskiej tragedii z 1995 roku. Niedawno prof. Cenckiewicz napisał na Facebooku, że wybuch bloku mieszkalnego mógł być upozorowaną akcją UOP, która miała na celu przechwycenie dokumentów dotyczących Lecha Wałęsy. CZYTAJ WIĘCEJ
Dr Gontarczyk przyznał, że już podczas pisania książki "SB a Lech Wałęsa" razem z prof. Cenckiewiczem dysponowali kilkoma źródłami ustnymi, że tak mogło rzeczywiście być. Historyk zaznaczył jednak, że problem polegał na tym, że samo zmierzenie się z przeszłością Lecha Wałęsy było na tyle trudne, że nie poruszano wielu kontrowersyjnych wątków. – Te doniesienia wyglądały tak, że ci przyjaciele Wałęsy z SB tzw. wałęsowicze planowali wyciek gazu, żeby ewakuować ludzi, ale wymknęło się to spod kontroli. Trudno powiedzieć, jak było i wydaje mi się, że tej sprawy nie uda się wyjaśnić, a ten znak zapytania pozostanie. Sam fakt, że dochodzi do wybuchu właśnie tam, gdzie mieszkał mjr Hodysz, a nie gdziekolwiek indziej musi budzić zastanowienie – powiedział.
"Dokumenty, które były w służbach zostały zagarnięte do centrali UOP, a potem przekazane do Lecha Wałęsy"
Historyk przypomniał również, że płk Hodysz należał do 2-3 współpracowników opozycyjnego podziemia, gdzie przekazywał wiele cennych informacji, za co został aresztowany. Jak dodał, płk Hodysz był szefem delegatury UOP w Gdańsku i to on kierował placówką, kiedy zbierano informacje dla Lecha Wałęsy o pierwszej lustracji Antoniego Macierewicza. – On te akta znał, podejrzewano, że mógł dysponować jakimiś dokumentami. Te dokumenty, które były w służbach zostały zagarnięte do centrali UOP, a potem przekazane do Lecha Wałęsy. Wałęsowicze podejrzewali, że coś musiał mieć w domu, co tylko wzmacnia tezę – stwierdził.
Dr Gontarczyk powiedział również, że w gdańskiej delegaturze UOP zachowały się dwie sprawy operacyjne Grudzień’70 i Arka. Według niego znajdowały się tam maszynowe odpisy tych donosów, które w tej chwili znamy z teczek Lecha Wałęsy. – Kopie były w tych sprawach, a oryginał był w teczce, którą mamy od Kiszczakowej. Wałęsowicze podejrzewali, że Hodysz miał kopie w tym domu – dodał.
"Mamy 9 lat, żeby ewentualnych sprawców znaleźć"
Poseł Kukiz’15 powiedział, że najprawdopodobniej nigdy nie uda się dojść do 100 procentowej prawdy, ale znamienne jest to, że akurat w tym budynku, w którym mieszkał mjr Hodysz, który miał wiedzę o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy doszło do wybuchu. – To są sprawdzone metody i szkoda, że nie dojdziemy nigdy do 100 proc. prawdy, a sprawcy nie zostaną ukarani, co można powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem – ocenił.
Według Rzymkowskiego mamy tutaj do czynienia z klasycznym zabójstwem, jak również, że jest to zbrodnia dokonana przez przedstawicieli organów państwa. – Rzeczywiście 30 lat mamy na przedawnienie, a minęło dopiero 21 lat, więc jeszcze mamy 9 lat, żeby ewentualnych sprawców znaleźć. Pytanie, czy w archiwach państwowych znajdą się materiały i czy ktoś zacznie sypać – dodał.
Z kolei poseł PiS powiedział, że ta sprawa pokazuje szerszy problem, jakim jest brak prawdziwej dekomunizacji w Polsce. Według niego bezsprzeczne jest to, że Wałęsa starał się wcześniej o ukrywanie dokumentu, jak również, że nie potrafił się przyznać do wielu rzeczy. – Fatalnym stało się to, że nie dokonaliśmy takiego procesu, aby ci najważniejsi ludzie nie mogli sprawować urzędów, czy działać w służbach. Efekty są takie, jakie mamy, co widzimy na każdym kroku – stwierdził.