– Seria wpadek Radosława Sikorskiego rozpoczęła się, gdy pełnił on funkcję szefa MSZ. Jednak mało o nich wiemy, bo wywodzący się z "Gazety Wyborczej" rzecznicy Sikorskiego roztaczali wokół niego osłonę medialną – mówił w Telewizji Republika Cezary Gmyz.
– Wygląda na to, że Sikorski to polityk schodzący – stwierdził dziennikarz śledczy "Do Rzeczy". – Do świadomości publicznej dochodziły pojedyncze informacje o jego wpadkach, np. o zakupie przez MSZ stołu konferencyjnego za ponad 170 tys. złotych, czy foteli za kwotę przekraczającą 300 tys. zł., bo rzecznicy resortu – najpierw Marcin Bosacki, potem Marcin Wojciechowski – obaj ze środowiska "Gazety Wyborczej" – tłumili wszelką krytykę medialną Sikorskiego i stawali na głowie, by niepozytywne sygnały o ministrze nie wyciekały – wyjaśnił Gmyz.
Jako przykład cenzury Gmyz podał zablokowanie reportażu dwóch dziennikarzy TVN-u o nieprawidłowościach w związku z budową Muzeum Katyńskiego. – Puszczono nawet zajawki reportażu, ale nigdy go nie wyemitowano. Nie muszę mówić, że dwaj dziennikarze zostali zwolnieni – dodał dziennikarz.
Zdaniem Gmyza, PO nie będzie chciała zdymisjonować Sikorskiego, bo, jak wyjaśnił, "nawet jeśli podniosłoby to na chwilę poparcie dla Platformy, to byłoby jednocześnie przyznaniem się, że na stanowisku ministra spraw zagranicznych i marszałka Sejmu postawiono osobę niekompetentną".
W poniedziałek amerykański opiniotwórczy portal "Politico" napisał, że Rosja usiłowała wplątać Polskę w inwazję na Ukrainę. Dziennikarz portalu przytoczył słowa Sikorskiego, b. szefa dyplomacji i obecnego marszałka Sejmu: "Chciał (Putin), żebyśmy uczestniczyli w podziale Ukrainy. Od lat wiedzieliśmy, że tak myślą. Była to jedna z pierwszych rzeczy, jakie Putin powiedział premierowi Donaldowi Tuskowi w czasie jego wizyty w Moskwie. Mówił, że Ukraina jest sztucznym krajem, a Lwów jest polskim miastem i dlaczego by nie załatwić tego wspólnie. Na szczęście Tusk nie odpowiedział. Wiedział, że jest nagrywany".
We wtorek rano Sikorski pytany przez dziennikarzy o wypowiedź dla "Politico" odesłał ich do wywiadu dla portalu wyborcza.pl. – Nie byłem świadkiem tej rozmowy, ale dotarła do mnie taka relacja. Słowo "propozycja" jest nadinterpretacją. Miały paść słowa, które wtedy można było wziąć za aluzję historyczną albo ponury żart – powiedział Sikorski wyborczej.pl.
Po południu tego dnia Sikorski zapytany wprost, czy się wycofuje ze stwierdzenia, że podczas wizyty Donalda Tuska w lutym 2008 roku padły słowa, które przytoczył amerykański portal, odpowiedział: "W nieautoryzowanym tekście nastąpiła nadinterpretacja, mnie zawiodła też pamięć. Po sprawdzeniu okazało się, że w Moskwie nie było spotkania premier Tusk-prezydent Putin".