Można powiedzieć, że militarnie nasza współpraca nigdy nie była tak bliska, bo nigdy wcześniej amerykańskie wojska nie stacjonowały w Polsce w tej formule. Bardzo ważne, by Polacy to zrozumieli, mamy tu wysoką i wielopoziomową gotowość bojową, która naprawdę jest zabezpieczeniem na wszystkich kierunkach – mówi w wywiadzie z „Gazetą Polską” Mark Brzezinski, ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce.
Panie Ambasadorze, czy gdy przygotowywał się Pan do objęcia placówki w Warszawie, spodziewał się Pan, że Rosja rozpocznie pełnoskalową inwazję na Ukrainę, a Polska, kraj, w którym będzie Pan ambasadorem, stanie się kluczowym logistycznym hubem dla wysiłków Zachodu zmierzających do pomocy Ukrainie? – zapytali ambasadora USA, Tomasz Sakiewicz i Maciej Kożuszek.
- Zaczynałem proces przygotowywania się do służby ambasadora w Polsce w październiku ubiegłego roku, kiedy uczestniczyłem w szkoleniu dla ambasadorów, które Departament Stanu prowadzi w Wirginii Północnej – odpowiedział Mark Brzezinski, ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce. - Już wtedy dużo się mówiło o tym, jakie są intencje Putina wobec Europy Wschodniej. Wydaje mi się też, że prezydent Biden wielokrotnie trafiał w dziesiątkę, jeśli chodzi o ocenę sytuacji w tym regionie. Tak było w przypadku jego decyzji dotyczącej wczesnego dzielenia się z krajami tej części świata, takimi jak Polska czy Rumunia, informacjami wywiadowczymi, które mówiły o tym, jakimi możliwościami militarnymi, zarówno defensywnymi, jak i ofensywnymi, dysponuje Rosja, i o tym, jak polityczne elity w Moskwie chciały wykorzystać te możliwości. Prezydent Biden dokonał tej oceny wcześnie i zaczął proces przekazywania jej krajom położonym w tej części świata.
Ja sam miałem przeczucie, oparte na ocenie prezydenta, a także moich doświadczeniach i wiedzy na temat Rosji i rosyjskiego przywództwa, w szczególności Putina, który doszedł do władzy, gdy zasiadałem w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, że coś się szykuje. Oczywiście nie można było przewidzieć intensywności, nie można było przewidzieć skali, kierunku i czasu. Ale mam poczucie, że dzięki instynktom naszego prezydenta miałem pewną przewagę na starcie, wyczuwałem, że coś może się wydarzyć. Przybyłem do Polski 21 stycznia, inwazja nastąpiła 24 lutego i my w tym momencie już mieliśmy całkiem dokładny i sprawdzony obraz dotyczący przejść granicznych w Medyce, w Korczowej, wiedzieliśmy, gdzie zorganizujemy nasze centrum powitalne – w Przemyślu, wiedzieliśmy, jaka infrastruktura znajduje się w Rzeszowie (G2 Arena) i inne ośrodki w południowo-wschodniej Polsce.
A więc te przygotowania były już uruchomione jeszcze przed 24 lutego?
Jak najbardziej, te przygotowania trwały, bo chcieliśmy być gotowi na wszystkie scenariusze. Wiedzieliśmy, że może wydarzyć się coś, co będzie miało bardzo dużą skalę, a rolą osób zawodowo zajmujących się dyplomacją czy bezpieczeństwem jest to, by rozumieć wszystkie możliwe scenariusze, z których jeden, czyli pełnoskalowa inwazja na Ukrainę, się zrealizował. Wraz z okrucieństwem, którego Rosjanie dopuszczają się wobec Ukraińców, które, mówiąc szczerze, do pewnego stopnia było nie do pomyślenia, w tym sensie, że przypomina obrazy, które można było zobaczyć na materiałach filmowych z czasów II wojny światowej. Tak samo było ze skalą napływu uchodźców, było to coś, czego może się spodziewaliśmy, jeśli chodzi o liczby, ale i tak wielkość tej fali była czymś trudnym do wyobrażenia. Tu oczywiście kluczową rolę odegrał polski naród i Polacy, to oni przybyli na ratunek. Oni byli jak legendarny John Wayne. Dla mnie Johnem Wayne’em, który przybył na ratunek Ukraińcom, którzy przekraczali granicę w Medyce czy Korczowej, był polski naród. Polacy przybyli na ratunek i nadal to robią, a my pozostajemy ciągle pod wielkim wrażeniem ich postawy i jesteśmy za nią naprawdę wdzięczni.
Mówił Pan o infrastrukturze w Rzeszowie. Gdy mowa jest o wsparciu Ukrainy, często dyskusje koncentrują się na politycznych decyzjach dotyczących dostarczania konkretnego typu sprzętu. Wielu chyba jednak nie docenia wysiłku logistycznego, którego wymaga ten proces, i poziomu koordynacji pomiędzy sojusznikami, pomiędzy polskim rządem i administracją amerykańską. Jak wygląda ta koordynacja w praktyce?
Koordynacja w ramach Sojuszu dla nas jest czymś w rodzaju Świętego Graala. Mówiąc inaczej, zwycięstwo osiągniemy wspólnie. Co mam na myśli, gdy mówię o zwycięstwie? Ukraina będzie suwerennym, niezależnym państwem. By to osiągnąć, musimy działać razem. Zarówno kraje, które są bliżej Ukrainy, jak i te, które są dalej, wszyscy zajmujemy się tym problemem. To, co udało nam się osiągnąć, naprawdę dość szybko, na poziomie taktycznym, to wzajemne dostosowanie i synchronizacja, jeśli chodzi o koordynację pomiędzy różnymi naszymi systemami zarządzania i dowodzenia, tak że rozumiemy, co robi każdy z sojuszników, dzielimy się informacjami, tak by uniknąć jakichkolwiek niespodzianek. Wydaje mi się, że w tej chwili udało się wypracować naprawdę dobry rytm tej współpracy, dzięki czemu jesteśmy gotowi na każdy scenariusz. Mówię o tym, bo nie wiemy, co Putin zrobi w przyszłości.
Z Markiem Brzezinskim, ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Polsce rozmawiali Tomasz Sakiewicz i Maciej Kożuszek. Cały wywiad ukazał się w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”.