„Pierwszy przypadek w Hiszpanii”, „Podejrzenie przy granicy z Polską”, „Wirus coraz bliżej!" – takie tytuły możemy zaobserwować na czołowych portalach informacyjnych. Wygląda jednak na to, że to dziennikarze są pierwszymi ofiarami paniki związanej z wirusem ebola.
Jedna z klientek urzędu pracy w Berlinie źle się poczuła, a ekipa wezwanego do niej pogotowia stwierdziła objawy typowe dla gorączki krwotocznej. Policja na wszelki wypadek otoczyła budynek – podaje portal tvp.info za Der Tagesspiegel.
Afrykanka zemdlała w kolejce w Centrum Pośrednictwa Pracy. Pracownicy wezwali pogotowie, a lekarze stwierdzili, że kobieta wykazuje symptomy wczesnego stadium zakażenia gorączką krwotoczną – śmiertelny wirus Ebola – podaje z kolei tvn24.pl.
Wygląda na to, że media żerują na wzbudzaniu niepotrzebnej paniki, snując apokaliptyczne wizje światowej zagłady przez śmiercionośnego wirusa.
Obecna epidemia wybuchła w Gwinei w marcu. Dotąd zabiła około tysiąca osób, czyli średnio pięć-sześć dziennie. Co roku w USA na zapalenie płuc i innego powikłania po grypie sezonowej umiera ponad 50 tys. osób, czyli około 150 osób dziennie – pisał w 33 numerze Do Rzeczy publicysta Marek Magierowski.
Im więcej czytam o "epidemii", tym bardziej wychodzi na to, że pierwszą ofiarą wirusa ebola są dziennikarze... – napisał na Twitterze Piotr Gociek, dziennikarz tygodnika Do Rzeczy oraz prowadzący poranny program w Telewizji Republika.
Im więcej czytam o "epidemii", tym bardziej wychodzi na to, że pierwszą ofiarą wirusa ebola są dziennikarze...
— Piotr Gociek (@PiotrGociek) sierpień 19, 2014
Co prawda nie należy bagatelizować zagrożenia, bowiem do tej pory nie wynaleziono skutecznego leku na chorobę wywołaną wirusm ebola. Jednak mieliśmy już do czynienia z podobną histerią w przypadku wirusów świńskiej lub ptasiej grypy, a także pamiętnej choroby wściekłych krów. Dlatego należy bez emocji i raczej na chłodno podchodzić do kolejnych „alarmujących” wieści o światowej epidemii.