"Dzieciom nieustannie i każdego dnia brakuje taty, autorytetu". Wzruszające wyznanie wdowy po ofierze smoleńskiej
– Miał fenomenalne poczucie humoru, wciąż żartował. Tomek miał ciepły, fizyczny kontakt z córkami. Przytulał je, siadały mu na kolanach. Był ojcem przewodnikiem – wspominała życie sprzed 10 kwietnia 2010 roku Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie, obecnym na pokładzie samolotu Tu 154-M.
– Po dziś dzień słyszę miłe słowa na jego (śp. Tomasza Merty - red. ) temat. W naszym wypadku czas nie leczy ran. Tak jak czas nie uleczył ran rodzin katyńskich. Nie możemy domknąć po sobie pewnego rozdziału życia – rozpoczęła w dramatycznych słowach Magdalena Merta, wdowa po zmarłym w Smoleńsku Tomaszu Mercie. Dodała, że "każdy dzień jest krokiem ku odzyskaniu ich". – Ta trudność to może cena za wielką miłość. Tworzyliśmy bardzo zgrany związek, bardzo się kochaliśmy – mówiła.
– Dzieciom nieustannie i każdego dnia brakuje taty, autorytetu. Miał fenomenalne poczucie humoru, wciąż żartował. Tomek miał ciepły, fizyczny kontakt z córkami. Przytulał je, siadały mu na kolanach. Był ojcem przewodnikiem. Interesująco wprowadzał córki w świat kultury wysokiej. To ogromna, wielka strata – wspominała.
"Cierpliwość jest tutaj słowem kluczem"
– Wszyscy mamy nadzieje, że uda się dotrzeć do prawdy. Cierpliwość to słowo klucz. Jestem daleka od poganiania ws. poznania prawdy. Po co nam półprawda, coś, co zostanie negatywnie zweryfikowane… Poczekajmy na coś pewnego, starannie udokumentowanego – apelowała Merta.
– Prawda nie zmienia się od tego czy ktoś ją przyjmuje czy nie. Kłamstwo katyńskie wpisywano w podręczniki szkolne. Nieważne jak bardzo się kłamie, prawda wciąż pozostaje prawdą – stanowczo podkreśliła.
Przemysł pogardy
– Przeszkadza nie tylko pomnik. Przeszkadza każda pamięć smoleńska, wspólnota, która utworzyła się po 10 kwietnia 2010 roku. Pomnik jest tylko jednym z wrogów tego barbarzyńskiego wobec Polski frontu, z którym dziś mamy do czynienia – podsumowała.
10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka, najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Polska delegacja zmierzała na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.