– Pan dyrektor zbagatelizował sprawę – mówił Sylwester Śpiewak jeden z górników kopalni Mysłowice-Wesoła. Jego zdaniem chodziło o dobre pokazanie się wyższym urzędnikom. – Gdzie dyrekcja wysyła ludzi? Tyle ludzi, co tam było! – stwierdził z kolei ojciec wciąż poszukiwanego górnika.
Ok. godz. 20.55 w poniedziałek, na głębokości 665 m (w ścianie 560), jak poinformował rzecznik KHW w komunikacie, "w następstwie - najprawdopodobniej - zapalenia metanu" doszło do tragicznego zdarzenia, w którym ranni zostali górnicy.
W rejonie zagrożenia - jak informował KHW - znajdowało się 37 górników. Na powierzchnię wyjechało 36 z nich. – Akcja ratownicza trwa, jednego z górników nadal szukamy – powiedział rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Wojciech Jaros. CZYTAJ WIĘCEJ...
„Nie ma już nadziei”
Ojciec zaginionego górnika Franciszek Jankowski mówił dla TVP Info, że nie ma już nadziei na to, że jego syn żyje. Podkreślał, że warunki pracy w tej kopalni są bardzo trudne. – Tam jest gehenna. Tam jest stężenie wybuchowe. Gdzie dyrekcja wysyła ludzi? Tyle ludzi, co tam było! Ja tu robiłem kiedyś na kopalni, wiem, jak zmuszano ludzi do fedrunku, wiem, gdzie były te czujniki metanu. Wczoraj powiedzieli, że znaleźli czujnik w lampie, a teraz się okazuje, że nie ma żadnego czujnika – stwierdził Jankowski.
Dyrekcja kopalni zbagatelizowała niebezpieczeństwo?
Sylwester Śpiewak, jeden z górników, w rozmowie z portalem niezalezna.pl stwierdził, że tragicznego zdarzenia można było uniknąć, bowiem pierwsze sygnały o niebezpieczeństwie pojawiły się w piątek wieczorem.
– Pierwsze sygnały, że w kopalni nie dzieje się dobrze, mieliśmy w miniony piątek. W rejonie ściany 560 pojawiły się duże stężenia metanu. Informacja o tym, że sytuacji jest niebezpieczna, dotarła do zarządu kopalni, w tym do pana dyrektora Eugeniusza Małobęckiego. Stamtąd powinna dotrzeć dalej do wyższego urzędu górniczego – wyjaśniał Śpiewak.
Jak też dodał: – W poniedziałek o godz. 13 zgłaszałem szefowi działu wentylacji, szefowi działu BHP, że mamy informacje o tym, iż są przekroczone dopuszczalne stężenia i mówiłem, żeby zgłosić akcję pożarową. Niestety, ci panowie nie zrobili nic w tej sprawie.
Śpiewak nie ma wątpliwości, że najprawdopodobniej górnicy zeszli pod ziemię decyzją dyrektora kopalni. – I w efekcie nastąpiło to, czego nigdy byśmy sobie nie życzyli, czyli powstała duża koncentracja metanu, a w następstwie tego wybuch – zaznaczył.
– Pan dyrektor zbagatelizował sprawę, ponieważ we wtorek o godzinie 9 pełniący obowiązki prezesa miał wizytować kopalnie Katowickiego Holdingu Węglowego i pan dyrektor miał przed nim relacjonować swoje osiągnięcia w kopalni Mysłowice Wesoła. Dlatego prawdopodobnie chciano za wszelka cenę wszystko zatuszować, żeby tylko osiągnięcia były jeszcze większe – tłumaczył górnik w rozmowie z portalem niezalezna.pl.