"Warto napisać kilka słów na temat procesu w pierwszej instancji. Jego przebieg był zadziwiający. Proszę sobie wyobrazić, że odrzucono wszystkie wnioski dowodowe zgłoszone przez naszą stronę. Nie przesłuchano biznesmena, jego małżonki, najemczyni mieszkania, policjantów. Nikogo z nich. Sąd nie zgodził się nawet, by do akt sprawy dołączyć rozmowę, którą odbyliśmy z Durczokiem, zbierając materiał do tekstu. Przesłuchano za to wszystkich świadków zgłoszonych przez Kamila Durczoka." – napisał były dziennikarz "Wprost" Michał Majewski, który skomentował w ten sposób dzisiejszy wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie.
Przypomnijmy, że Sąd Okręgowy w Warszawie częściowo uwzględnił powództwo Kamila Durczoka przeciwko wydawcy tygodnika "Wprost” oraz Sylwestrowi Latkowskiemu, Michałowi Majewskiemu i Oldze Wasilewskiej o ochronę dóbr osobistych, w związku z materiałem prasowym "Kamil Durczok. Fakty po faktach". Sąd nakazał dziennikarzom przeproszenie Durczoka, a także wypłatę mu 500 tysięcy złotych zadośćuczynienia. CZYTAJ WIĘCEJ
Do dzisiejszego wyroku odniósł się na blogu byłego redaktora naczelnego "Wprost" Sylwestra Latkowskiego, były dziennikarz tygodnika Michał Majewski. Jak podkreślił, wyrok jest rozstrzygnięciem w pierwszej instancji i "nie dotyczy kwestii związanych z molestowaniem oraz nagannymi zachowaniami, których dopuszczał się Kamil Durczok, pracując w stacji TVN". "Dziś zapadł wyrok w pierwszej instancji nie w kwestii materiałów o molestowaniu i mobbingu, lecz w tzw. sprawie mieszkaniowej." – napisał.
Majewski przyznał również, dlaczego zainteresował się wówczas tą historią. "Oto szef jednego z najważniejszych dzienników w kraju wplątuje się w niebywałą wprost kabałę. Barykaduje się za drzwiami cudzego mieszkania, szarpie się z jego właścicielem i próbuje zbiec. W lokalu są torebki z resztkami białego proszku i akcesoria do brania twardych narkotyków, roztrzaskany sprzęt elektroniczny. Policja nie interweniuje, bo działa tu jakaś magia nazwiska." – czytamy.