"Do ostatniego dnia kampanii wyborczej politycy Koalicji Obywatelskiej, szczególnie ci czołowi, hucznie zapewniali o podwyżkach dla nauczycieli. Miały wynosić one około 30 proc., a minimalna kwota takiej podwyżki - 1500 zł. Dwa miesiąca po wyborach, kiedy koalicja Tuska faktycznie objęła rządy, temat ten zniknął z języków posłów i posłanek tegoż ugrupowania. Barbara Nowacka zapytana o sprawę przez Interię, nie wycofała się jednoznacznie z obietnicy, ale... wolała temat przemilczeć", pisze dziś portal Niezalezna.pl.
W połowie września, mniej więcej miesiąc przed wyborami parlamentarnymi, Tusk złożył w Opolu konkretną obietnicę. Tak się przynajmniej wtedy wydawało... "Pracownicy budżetówki muszą dostać 20 proc. podwyżki, a nauczyciele 30 proc., minimum 1500 zł od każdego etatu" - deklarował. Podobne obietnice były później przez niego kilkukrotnie powtórzone.
To co z tymi pożyczkami?
Kto śledził ogłoszone przez KO odważne "100 konkretów na pierwsze 100 dni", temu nie umknęło, że punkt o podwyżce dla nauczycieli znalazł się właśnie na tej liście.
"Podniesiemy wynagrodzenia nauczycieli o co najmniej 30 proc. Nie mniej niż 1500 zł brutto podwyżki dla nauczyciela. Wprowadzimy stały system automatycznej rewaloryzacji. Przywrócimy autonomię i prestiż zawodu nauczyciela – mniej biurokracji, większa niezależność w doborze lektur, rozszerzaniu tematów", tak brzmi treść pierwszego punktu w dziale poświęconym edukacji.
Ale...