– Wojna trwa i jest wyjątkowo brutalna, bo PO ustami wysokich funkcjonariuszy posługuje się oszczerstwami, gdzie żona ministra Macierewicza została w sposób haniebny oskarżona o współpracę z SB. Tu jest taki moment, aby ludzi posługujących się oszczerstwem piętnować: nie podawać ręki, nie rozmawiać z nimi. Możemy się sprzeczać, dyskutować i niech wyborcy decydują, z którymi poglądami się identyfikują. Posługiwanie się pomówieniem tego typu, to rzeczywiście nie może przejść bez echa, a mam wrażenie, że trochę przeszło – powiedział były opozycjonista Adam Borowski w "Politycznym Podsumowaniu Tygodnia".
Borowski przyznał, że w przeszłości rzeczywiście chciano dorżnąć watahę i pozbyć się opozycji. Jak dodał, robiono wszystko, aby wykreować obraz, że bycie w opozycji jest obciachem. – To było niewiarygodne. Z bólem na to patrzyłem, nie zauważyłem tego momentu, kiedy ten proces zaczął się odwracać. Byłem człowiekiem małej wiary i nie bardzo widziałem ten moment, kiedy można było się odbić. Młodzi ludzie obejrzeli się na Polskę – dodał.
Z kolei Jakub Jałowiczor z "Gościa Niedzielnego" zwrócił uwagę, że PO straciła młodzież, ponieważ nie miała dla niej odpowiedniej kampanii. Jak dodał, wcześniejsza kampania trafiła do obecnych 30-latków, a później powstała pustka. – PO chyba przywykła, że młodzież na nich głosuje, a kiedy przyszła nowa młodzież, to tego momentu nie zauważono. Moda na patriotyzm jest zauważalna, ale wiele młodych ludzi głosuje na partie bardziej na prawo od PiS, jak Ruch Narodowy, czy KORWiN – powiedział.
"Potrzeba sporo determinacji i pewnej samoświadomości, żeby się nie pogubić"
W programie poruszono również coraz niższej kultury politycznej. Zdaniem Jałowiczora robi się ona coraz bardziej wulgarna i rozrywkowa, co zaważa na jej poziomie. Z kolei Borowski podkreślił, że musimy odrzucić zły język. – Wchodzę czasami w dyskusje na forach, kiedy po drugiej stronie jest mój kolega, przywódca strajku w kopalni z 1981 roku. Na jego forum wdaję się w dyskusję z przedstawicielami różnych opcji, ale nie wyobrażam sobie, żeby tym samym językiem odpowiadał adwersarzowi. Kochamy nasz język, czasami można wypowiedzieć mocniejsze słowo, natomiast w języku potocznym używanie tego, jak przecinka jest po prostu niegodne – dodał.
Dziennikarz "Gościa Niedzielnego" powiedział, że ewentualnym błędem PiS-u może być próba dogadywania się z drugą stroną, ponieważ nie może mu zabraknąć determinacji, żeby przeprowadzać zmiany. – To choćby kwestia relacji międzynarodowych, tutaj potrzeba sporo determinacji i pewnej samoświadomości, żeby się nie pogubić. To dotyczy też innych dziedzin: mediów publicznych, finansów, prywatyzacji sektora publicznego – ocenił.
Były opozycjonista zwrócił uwagę na fakt, że władza musi realizować swoje obietnice. – Pamiętam przemówienie Tuska, kiedy przez trzy godziny obiecywał niezliczoną ilość rzeczy, a potem minister finansów mówi, że obietnice są dla wyborców i nie ma się czym przejmować. Tutaj widać konkretne przykłady – powiedział.
"Myślę, że premier Kaczyński umie słuchać argumentów"
Goście zostali również zapytani o kwestię ewentualnej dymisji premier Beaty Szydło. Według Borowskiego Szydło ma dar oratorski w odróżnieniu od Ewy Kopacz i potrafi w sposób trafny i logiczny odpowiedzieć na pytania. Jak dodał, widać, że ma taki temperament polityczny, a teraz musi udowodnić, że czuje się człowiekiem polityki, co też robi konkretnymi posunięciami. – Na pewno nie jest marionetką i potrafi bronić swoich racji. Myślę, że premier Kaczyński umie słuchać argumentów, racje się docierają w rządzącej partii. Nie przewiduję zmiany na stanowisku premiera, jeśli nie będzie nadzwyczajnych zdarzeń. Wszystkie te zapowiedzi, żeby postawić Kaczyńskiego na czele są po prostu nietrafne – powiedział.
Jałowiczor przypomniał, że to druga sytuacja, gdy Jarosław Kaczyński jest prezesem PiS, ale nie jest premierem. Według niego są jednak znaczące różnice pomiędzy byłym premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem, a Beatą Szydło. – Marcinkiewicz wcześniej w ogóle był mało znnany. Beata Szydło raz, że była posłanką, a dwa, że prowadziła kampanię Andrzeja Dudy. To była kampania, która była nie do wygrania, a ją wygrała. To była ciężka harówka. Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałaby być wymieniana. Z Marcinkiewiczem było tak, że miał jeden konkretny błąd swojej ekipy. Przy Nord Streamie w pewnym momencie padło hasło, że może się do tego przyłączymy, co wytrąciło Polsce argumenty w UE. Stawiał na PR, co odbiło się kosztem pracy – stwierdził.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: