Arciszewska-Mielewczyk: Jugendamt to instytucja łamiąca prawa człowieka i prawa dziecka
Zabrania się mówić po polsku przy dzieciach, posyłać je na religię, na polski chór. Jeden z ojców miał w uzasadnieniu wyroku napisane, że był w państwie niemieckim i mówienie po polsku ma zły wpływ na dzieci. To są wielki dramaty i mówimy o 80 tys. odbieranych dzieci. Nie odbiera się dzieci Turkom czy nacjom związanym z inną religią, bo te nacje przychodzą pod Bundestag i nikt nie odważy się wystąpić przeciw milionowi Turków - powiedziała nt. odbierania dzieci przez jugendamty posłanka PiS, Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk i mec. Stefan Hambura mówili o procederze odbierania dzieci z rodzin polskich mieszkających w Niemczech przez jugendamty.
- Takich wydarzeń jest bardzo dużo, to są traumy i tragedia dla rodziców i dzieci. Jugendamty działające od 1936 r., wzmocnione w czasach nazistowskich, nie zostały rozwiązane i dalej odbierane są dzieci. Tłumaczą to dobrem dziecka, ale to przede wszystkim świetny biznes – bo za to dostaje pieniądze zarówno urząd, ale i rodziny niemieckie wychowujące odebrane dzieci - powiedziała Arciszewska-Mielewczyk.
- Zabrania się mówić po polsku przy dzieciach, posyłać je na religię, na polski chór. Jeden z ojców miał w uzasadnieniu wyroku napisane, że był w państwie niemieckim i mówienie po polsku ma zły wpływ na dzieci. To są wielki dramaty i mówimy o 80 tys. odbieranych dzieci. Nie odbiera się dzieci Turkom czy nacjom związanym z inną religią, bo te nacje przychodzą pod Bundestag i nikt nie odważy się wystąpić przeciw milionowi Turków - stwierdziła posłanka PiS. - Teraz rząd polski zaczął rozmawiać ze stroną niemiecką, wcześniej nie miało to miejsca - dodała.
- Dopiero teraz rząd Szydło zajął się tą sprawą, konkretnie wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik i za chwilę będą pierwsze efekty tych działań. To, o co apelowały rodziny, już się dzieje. Minister Wójcik był w Niemczech i postawił konkretne żądania. Dzieci z rodzin polskojęzycznych powinny trafiać do rodzin polskojęzycznych. Jeżeli istnieje potrzeba, chcemy, by dzieci z RFN trafiały do Polski, do krewnych w Polsce - powiedział mec. Hambura.
- Pierwszy raz w historii minister Wójcik spotkał się z niemieckim ministrem ds. rodziny. Spotkał się z pracownikami jugendamtów i kontynuuje rozmowy. Musi być stała współpraca, by ten problem rozwiązać. Aby móc rozwiązywać takie sprawy, musi być powiadomimy MSZ i Ministerstwo Sprawiedliwości. Jest tworzona lista rodzin polskich mogących stać się rodzinami zastępczymi - podkreśliła Dorota Arciszewska-Mielewczyk.
- Proceder ten to często ordynarny biznes dla organizacji samorządowo-politycznej. Już w szpitalu zakłada się, że matka sobie nie da rady, szuka się pretekstów. To wielowątkowe, zagmatwane sprawy w sądach, gdzie ludziom często brakuje pieniędzy. To ludzie zniszczeni psychicznie, finansowo, nie będący w sprawie stawienia czoła niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości. Musimy pokazać, że państwo polskie opiekuje się takimi rodzinami - zaznaczyła posłanka. - Jugendamty, co stwierdził nawet sekretarz ONZ, to organizacja łamiąca prawa dziecka, prawa człowieka, przekraczająca swoje kompetencje - dodała.
Polecamy Hity w sieci
Wiadomości
Najnowsze
Zmodernizowany krążownik atomowy „Admirał Nachimow” już na morzu. Rosja prowadzi testy
Kierwiński zabronił wnoszenia narodowych flag na stadion! Bo miały... plastikowe trzonki
Koniec ugrupowania Nowackiej. Majątek trafił do organizacji proaborcyjnej