Przywiązuję ogromną wagę do korzeni rodzinnych oraz tradycji Armii Krajowej. W moim domu nad biurkiem ojca wisiał portret marszałka Józefa Piłsudskiego. Powstanie to dla mnie rzecz święta – mówił w programie "W Punkt" Andrzej Wernic, dziennikarz, historyk i uczestnik Powstania Warszawskiego.
– Moja ciotka zginęła w pierwszych godzinach powstania, niosąc pomoc kobietom z AK walczącym na Powiślu. Ciotka i wuj są w pierwszej piątce osób odznaczonych Krzyżem Walecznych, jakie przyznał dowódca powstania gen. "Monter" i to jest moja chluba i duma. (…) W moim mieszkaniu odbywały się zebrania konspiracyjne, a moja matka pomagała również Żydom – mówił gość TV Republika.
Pytany o wspomnienia z 1 sierpnia 1944 r., Andrzej Wernic oświadczył, że w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego przebywał samotnie w domu. – Dopiero późnym wieczorem przyjechała do mnie ciotka, która mieszkała na Bielanach. Już w pierwszej godzinie powstania paliła się katolicka księgarnia przy Placu Zamkowym, a ja brałem udział w jej gaszeniu. Kilka dni później zaczęliśmy budować barykady. Panował niesamowity entuzjazm – podkreślił.
Jak dodał, wojska sowieckie nie były żadną armią wyzwolicielską. – Ona przyniosła mordy, rozprawę z Polskim Państwem Podziemnym i Armią Krajową, rzeź tysięcy ludzi i deportacje na Wschód. Kiedy ktoś krzyknął 'ruscy idą' entuzjazm wśród ludzi jeszcze bardziej się wzmógł. Tymczasem na drugi dzień cisza, żadnego wyzwolenia – mówił, dodając, że "Stalin i polscy komuniści czekali na śmierć powstańczej Warszawy".
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Dmitrowicz: Komuniści zakłamywali pamięć o Powstaniu Warszawskim
Wybiła godzina "W". 72 lata temu powstańcy stanęli do walki z niemieckim okupantem