17 grudnia 1970 r., w Gdyni wojsko otworzyło ogień do robotników udających się do pracy. Było to najtragiczniejsze wydarzenie w czasie pacyfikacji robotniczych protestów na Wybrzeżu dokonanej przez władze komunistyczne.
Władze komunistyczne wprowadzając podwyżki, liczyły na zgodę społeczeństwa. W proteście przeciw podwyżkom, które wprowadziły władze PRL, przez Wybrzeże przetoczyła się fala strajków.
Władze nie podjęły rozmów ze strajkującymi. W Gdańsku i Szczecinie podpalono gmachy komitetów wojewódzkich PZPR. Do stłumienia protestów wojsko i milicja użyła broni, na którą zezwoliła władza. Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach od kul milicji i wojska zginęły 44 osoby (w tym 18 w Gdyni), a ponad 1160 zostało rannych.
„Nazwano ich prowokatorami, bo upomnieli się o godność człowieka pracy. Strzelano i zabijano ich, bo mieli odwagę przeciwstawić się złu, jakie niosły rządy komunistyczne w Polsce. Nie dawano im spokoju nawet po śmierci, chowano po nocy, skazywani na bezimienne groby, by żywi nie uczynili z nich miejsc pamięci" - napisał premier.
Przypomniał, że „czwartek 17 grudnia 1970 roku dla mieszkańców Gdyni i Szczecina przyjął barwę czerwoną od krwi zabitych i rannych, by później zmienić barwę na czarną, jako znak żałoby". „Jeżeli +listopad miał być dla Polaków niebezpieczną porą+ - jak w usta księcia Konstantego wkładał słowa Stanisław Wyspiański, tak polskie grudnie, te z 1970 i 1981 roku, stały się niebezpieczne dla władzy systemu totalitarnego" - podkreślił. „Były polską tragedią - ale i krokiem ku wolności. Pochylam głowy nad ofiarami tego systemu. I oddaję cześć Ich Pamięci" - napisał Morawiecki.