Próbował wskoczyć do odjeżdżającego z 3.peronu wrocławskiego dworca pociągu do Warszawy. Choć robił tak nie raz, 8 stycznia 1967 los chciał inaczej. Zbyszek Cybulski, ikona polskiego kina, jeden z najbardziej popularnych i najbardziej utalentowanych aktorów polskich, wpadł pod koła pociągu i mimo godzinnej walki o jego życie, zmarł w szpitalu.
"Polski James Dean" - to określenie, które przylgnęło niemal na stałe do jednego z najbardziej popularnych i utalentowanych aktorów polskich okresu powojennego - Zbyszka Cybulskiego. Był ikoną pokolenia, było w nim coś, co odcinało go od szarej gomułkowszczyzny. Był niemal narodowym idolem, postacią kultową. "Gdyby z ekranu naszych czasów pozostał wyłącznie on, wiedzielibyśmy o nas więcej niż z kronik wydarzeń i uczonych ksiąg" - powiedział o Cybulskim wybitny aktor, Gustaw Holoubek.
Choć Zbyszek Cybulski debiutował w połowie lat 50., to jednak prawdziwą sławę i popularność przyniosła mu rola Maćka Chełmickiego w "Popiele i diamencie" w reżyserii Andrzeja Wajdy. W roku 1960, już jako bardzo rozpoznawalny aktor zagrał w filmach "Do widzenia, do jutra" Janusza Morgensterna oraz "Niewinni czarodzieje" Andrzeja Wajdy. Kolejne lata to role m.in. w "Jak być kochaną", "Giuseppe w Warszawie", "Rękopisie znalezionym w Saragossie", "Salcie".
8 stycznia 1967 r. na peronie trzecim Dworca Głównego we Wrocławiu, wracając z planu filmu "Morderca zostawia ślad", Zbyszek Cybulski próbował wskoczyć do odjeżdżającego już pociągu ekspresowego "Odra" do Warszawy. Wielokrotnie robił tak, nawet w filmach, gdy wskakiwał do rozpędzającego się składu. Tym razem nie udało mu się to. Zsunął się z krawędzi peronu i wpadł pod koła pociągu.
Cybulski trafił do szpitala im. Rydygiera we Wrocławiu z bardzo ciężkimi obrażeniami głowy i klatki piersiowej. Mimo godzinnej walki lekarzy o jego życie, aktor zmarł. Miał 40 lat.