Zandberg domaga się wyjaśnień MSZ w sprawie wyprawy Tuska na Ukrainę

To, co powszechnie zostało uznane za blamaż, a nawet za poniżenie Tuska (co potwierdza zresztą dalszy przebieg wizyty na Ukrainie), środowiska bliskie koalicji 13 grudnia próbują przykryć zrzuceniem odpowiedzialności na stronę ukraińską, która zadecydowała gdzie Tusk będzie siedzieć. Pojawiają się także tezy, że "zmiana miejscówki" była uhonorowaniem Tuska, któremu - jako (uwaga, uwaga) "największemu wrogowi Putina", trzeba było zapewnić bezpieczeństwo wsadzając go do osobnego wagonu. Mało kogo takie argumenty jednak przekonują.

Do grona niedowiarków należy najwyraźniej poseł Adrian Zandberg, jeden z liderów Partii Razem, który określił całą sytuację z podróżą premiera Tuska do Kijowa jako "dziwną". Polityk uważa też, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinno wyjaśnić całą sprawę.

"Pytanie, czy my w takiej sytuacji [gdy pociąg podstawia strona ukraińska], nie mamy nic do powiedzenia? Mnie to, powiem szczerze, dziwi, bo wydaje mi się, że polskie służby, polska dyplomacja i instytucje, które zawiadują polską polityką międzynarodową, powinny dbać jednak o to, żeby takich niefortunnych sytuacji unikać (...) Sytuacja, w której Polska jedzie innym wagonem, niż ci, którzy odgrywają istotną rolę w relacjach międzynarodowych (...) nie jest sytuacją dobrą. Ja nie będę tutaj stawiać bardzo twardych i zdecydowanych tez, bo (...) nie znam szczegółów, ale wydaje mi się, że MSZ powinien to gruntownie wyjaśnić i także zasygnalizować naszym ukraińskim partnerom, że tego typu gesty nie powinny się wydarzać w przyszłości", stwierdził Zandberg (cytat za Do Rzeczy).

Zdradzający od pewnego czasu coraz większy krytycyzm wobec koalicji 13 grudnia polityk podkreślił także, że dziś nie podniósłby ręki za rządem Tuska.

Źródło: Republika, Do Rzeczy, Rzeczpospolita