– Wtedy nie było kalkulacji. Wiedzieliśmy, że walczymy o honor i niepodległość naszej ojczyzny. Po pięciu latach okupacji chcieliśmy choć na chwilę poczuć się wolni. I warto było poświęcić życie dla tej myśli – powiedział uczestnik Powstania Warszawskiego, Andrzej Wernic. Wywiad przeprowadził Jan Przemyłski.
1 sierpnia miną 74 lata od najbardziej heroicznego zrywu wolnościowego podczas II wojny światowej. Co Pan pamięta z tego dnia?
Gdy wybuchło powstanie, miałem niespełna 14 lat. Razem z mamą mieszkaliśmy przy ul. Podwale, ona pracowała jako lekarz pediatra w szpitalu przy ul. Kopernika. 1 sierpnia była w pracy i już pierwszego dnia zostałem sam. W pierwszej godzinie zrywu mój dom zajął się ogniem od jakiegoś wybuchu. Pamiętam, jak razem z sąsiadami staliśmy w rzędzie, podawaliśmy sobie wodę w kubłach i próbowaliśmy opanować pożar. Ten dzień szybko się nie skończył, zewsząd słychać było strzały i wybuchy. Warszawa próbowała się wyrwać spod jarzma okupanta.
Jako czternastolatek był Pan świadomy tego, co się dzieje?
Rozumiałem, że moja ojczyzna była pod okupacją i próbuje się z niej za wszelką cenę wyrwać. Zawdzięczam to wychowaniu przez rodziców. Moje korzenie rodzinne to tradycje niepodległościowe. Tata był legionistą Józefa Piłsudskiego. Uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej, a w 1939 r. był obrońcą Warszawy. W swojej młodości dużo czasu spędzałem w garnizonach, dlatego byłem świadomy tego, co się wówczas działo.