"Opowieść wigilijna" Dickensa ma już 177 lat. Czy dziś jest bardziej aktualna niż kiedykolwiek?

Joanna Jaszczuk 23-12-2020, 11:47
Artykuł
Karta tytułowa pierwszego wydania "Opowieści wigilijnej" z ilustracjami Johna Leecha
John Leech, Public domain, via Wikimedia Commons

„Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa należy do kanonu dzieł literackich. Choć od jej pierwszego wydania minęło już 177 lat, jej przesłanie jest ponadczasowe. Ta „kolęda prozą” trwale wpłynęła na obraz Bożego Narodzenia, nie tylko w ojczyźnie autora, ale z czasem również na całym świecie.

Utwór, który po raz pierwszy ukazał się drukiem 19 grudnia 1843 r., napisany przez Charlesa Dickensa w zaledwie sześć tygodni, opowiada historię bezwzględnego finansisty i sknery, Ebenezera Scrooge’a. Główny bohater to samotny, zgorzkniały staruszek, który nie ma właściwie nic poza majątkiem gromadzonym przez całe życie. Scrooge nie założył rodziny, nie ma też przyjaciół, mimo ogromnego bogactwa jego życie jest smutne i puste. Aż do pewnej Wigilii Bożego Narodzenia, kiedy to Dicensa odwiedzają trzy duchy tych świąt: przeszłych, teraźniejszych oraz przyszłych. Pojawienie się trzech zjaw zapowiada duch zmarłego wspólnika, Marleya, który – podobnie jak główny bohater – całe swoje życie poświęcił pomnażaniu majątku i dziś ostrzega Scrooge’a przed podobnym losem po śmierci.

Główny bohater, początkowo nieprzychylny nawiedzającym go wizjom, powoli doznaje głębokiej przemiany wewnętrznej. Duchy Bożego Narodzenia rozbudzają w Scrooge’a empatię. Stary skąpiec zaczyna też odnajdywać radość w codziennym życiu i uśmiecha się po raz pierwszy od wielu lat.

Oprócz wyrazistych bohaterów, dostajemy także wzruszającą i przejrzystą fabułę oraz niezapomniany klimat świątecznego, XIX-wiecznego Londynu. A przy tym – przepastny skarbiec symboli i odniesień żywych w kulturze po dziś dzień. Samo słowo „scrooge” we współczesnej angielszczyźnie oznacza „samoluba, skąpca, sknerę”. Opowieść Dickensa w znaczącym stopniu wpłynęła na sposób celebracji Bożego Narodzenia, uwrażliwiła na los ubogich i nauczyła nas czerpania radości z nawet najmniejszych, prozaicznych rzeczy.

Dzieło Dickensa doczekało się licznych adaptacji filmowych, teatralnych, a nawet książkowych czy komiksowych, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych.

Dziś, kiedy święta podlegają bezwzględnej komercjalizacji, a gadżety z Mikołajami, bałwankami i reniferami znajdujemy w sklepach w listopadzie, gdy tylko znikną z nich co bardziej wymyślne znicze i wiązanki i kiedy wszyscy, ze względu na pandemię, doznaliśmy pewnego uczucia izolacji i osamotnienia, warto odświeżyć sobie tę powieść.

To, co razi w postaci Scrooge’a, to nie tylko skąpstwo i samolubstwo pod względem materialnym. To też niezwykła surowość i brak empatii. Choć materialnie główny bohater „Opowieści wigilijnej” jest bogaty, moralnie doświadcza ubóstwa, jeśli nie nędzy. Jednak nawet tak lodowate serce może skruszyć miłość. Ta sama, która przychodzi do nas co roku 25 grudnia pod postacią bezbronnego noworodka. Nie bez przyczyny zresztą o narodzeniu Pana Jezusa jako pierwsi dowiadują się pastuszkowie - nędzarze wyrzuceni poza nawias ówczesnego społeczeństwa. Pastuszkowie, podobnie jak mali ulicznicy prosto z kart powieści Dickensa, odnajdują radość w małych i prostych rzeczach, a doświadczają tych wielkich. Scrooge - tak samo ubogi pod względem moralnym, jak pastuszkowie i brytyjscy ulicznicy pod względem materialnym, również doświadcza rzeczy wielkich, kiedy zaczyna dostrzegać "maleńką miłość" i małą radość. I o tym jest nie tylko dzieło Dickensa, ale i samo Boże Narodzenie. 

 

 

Źródło: Histmag.org

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy