Mandaty i wnioski do sądu - to efekt marszu proaborcyjnego. Wszechobecne wulgaryzmy i agresja

Artykuł
Tłum uczestników protestu przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego wyruszył spod domu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu w kierunku rządowej willi przy ulicy Parkowej w Warszawie.
PAP/Leszek Szymański

- W związku z piątkowym protestem nałożono ponad 70 mandatów, do sądu trafią ponad 120 wnioski - poinformował PAP rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji nadkom. Sylwester Marczak. Ocenił, że podczas protestu mieliśmy do czynienia z dużymi emocjami, ale sytuacja szybko się uspokoiła.

Rzecznik podał, że policja wylegitymowała w piątek wieczorem blisko 200 osób i skierowała tyle samo notatek do Sanepidu, z tego ponad 70 osób ukarano mandatami, a wobec ponad 120 osób skierowane zostaną wnioski do sądu. Nadkomisarz zaznaczył jednak, że dane te mogą się zmienić, ponieważ policja cały czas analizuje materiały.

Marczak ocenił, że w piątek policja miała do czynienia z dużymi emocjami - szczególnie na początku protestu, gdy poleciały kamienie, petardy i farba.

- Należy jednak powiedzieć, że sytuacja szybko się uspokoiła. Nie zabrakło komunikatów i wezwań do zachowania zgodnego z prawem. Ważną rolę odegrał także zespół antykonfliktowy policji, który ma ogromny udział w studzeniu emocji uczestników różnych zgromadzeń - powiedział PAP rzecznik.

- Przemarsz był spokojny, choć nie zabrakło incydentów i nagannego zachowania wobec policjantów - mówię szczególnie o wulgaryzmach - stwierdził.

- Przypominam, że każdy z policjantów ma różne poglądy, ale w służbie jesteśmy profesjonalistami. Nie interesuje nas cel protestów - mamy swój cel główny: jest nim bezpieczeństwo - zapewnił Marczak.

Rzecznik powiedział PAP, że w piątek momentami odnosił wrażenie, że protest jest skierowany przeciw policjantom. "A przecież ci sami policjanci będą chronić i pomagać - choćby dzisiaj, gdy osoby protestujące wczoraj znajdą się w trudnej sytuacji i poproszą nas o pomoc dzwoniąc na numer alarmowy" - tłumaczył.

Według niego szokujące jest to, że dużo agresji było wobec policjantów ruchu drogowego, którzy zadbali o to, by tłum mógł bezpiecznie przejść ulicami.

Powiedział, że całe zgromadzenie "oczywiście było nielegalne, co wynika z obowiązujących obostrzeń dotyczących Covid".

- Ważne w naszych działaniach jest jednak uwzględnienie emocji towarzyszącym uczestnikom - nie możemy pozwolić, by znalazły one upust np. w zniszczeniach. Dlatego taktyka przyjęta przez nas była jak najbardziej słuszna, o czym świadczą liczby - blisko 200 osób wylegitymowanych i tyle samo notatek do Sanepidu - mówił PAP Marczak.

Wielotysięczny protest przeciwko czwartkowemu wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji przeszedł w piątek wieczorem z Żoliborza, gdzie przy ul. Mickiewicza znajduje się dom prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, do Śródmieścia - w okolice willi premiera Mateusza Morawieckiego przy ul. Parkowej. Protestujący przeszli dalej na m.in. plac Zbawiciela i pl. Unii Lubelskiej skąd grupkami rozeszli się.

Źródło: PAP

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy