MSZ dyskryminuje kobiety w ciąży

dch, mg 04-12-2013, 12:33
Artykuł
Prajar90/CC

Iwona J. została odwołana z ambasady w Rydze w okresie, kiedy była w ciąży i pojawiły się pierwsze związane z tym komplikacje zdrowotne. – Atmosfera po tym, jak zaszłam w ciążę była nie do wytrzymania – powiedziała z kolei jedna z wicekonsul.

Iwona J. okazała się zwyciężczynią konkursu na II sekretarza ds. konsularnych w Ambasadzie RP w Rydze, który został zorganizowany w 2007 roku. Zaszła w ciążę po ponad roku pracy i natychmiast poinformowała o tym swoich przełożonych. Nie korzystała ze zwolnień do momentu, gdy z powodu krwawienia musiała być hospitalizowana. Wówczas ambasador Maciej Klimczak, obecny sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, poinformował centralę MSZ o ciąży Iwony J., pisząc w liście, iż komplikuje to stan kadrowy placówki.

Zaraz po powrocie ze szpitala Iwona J. otrzymała decyzję o odwołaniu z placówki w Rydze. Dokument podpisał Roman Kowalski, który obecnie sprawuje funkcję ambasadora na Węgrzech. Podczas zeznań, jakie złożył przed sądem w tej sprawie, Kowalski w zasadzie przyznał, że ciąża stanowiła podstawę do rozwiązania umowy. Zdaniem sądu była to dyskryminacja. Zgodnie z odwołaniem umowa o pracę kończyła się Iwonie J. w momencie porodu. Kiedy ze względu na stan ciąży Iwona J. przestała pracować, utraciła automatycznie prawo do bezpłatnej opieki medycznej i za leczenie musiała zapłacić sama.

MSZ przekonuje, że odwołanie Iwony J. wynikało z negatywnej oceny jej pracy. Zarzucono jej, iż była nieobecna w pracy, gdy w placówce nie było żadnego innego konsula. Faktem jest jednak, że była wtedy na trzydniowym urlopie, na który zgodę wydał ambasador. Nie otrzymała też wezwania, by go odwołać. Drugim zarzutem pod adresem Iwony J. było to, że prosiła o rozliczenie pieniędzy na wydatki związane z używaniem samochodu służbowego.

Zdaniem sądu zdarzenia, które przytoczył MSZ nie mogły mieć wpływu na odwołanie Iwony J., bowiem miały miejsce już po wręczeniu jej wypowiedzenia pracy. MSZ poinformował, że odwołanie Iwony J. nastąpiło również przez wzgląd na wcześniejszą ocenę jej pracy, ale nie mówi w tym temacie nic konkretnego. Z zeznań dawnych współpracowników Iwony J. wynika, że była kompetentnym, zaangażowanym pracownikiem i jako jedyna osoba będąca na stanowisku kierowniczym, biegle posługiwała się językiem łotewskim.

Inna kobieta pracująca w MSZ jako wicekonsul w podobnym okresie twierdzi, że kiedy poinformowała swoich przełożonych o tym, że jest w ciąży, atmosfera w pracy stała się "nie do wytrzymania". W tej sytuacji zwróciła się z prośbą o pomoc do centrali MSZ.

– Wsparto mnie w decyzji o powrocie z placówki na własne życzenie. Jednocześnie obiecano mi, że po porodzie dostanę nową, dobrą propozycję – powiedziała. Po tym, jak urodziła nikt się jednak już do niej nie odezwał.

Źródło: gospodarka.dziennik.pl

Komentarze
Zobacz także
Nasze programy